wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 4

4 komentarze:
Camila:

    Ja i Fran postanowiłyśmy iść do "naszej " kafejki. Była tylko kilka metrów od szkoły Studio OneBeat. To było miejsce do którego chodziłyśmy już jako małe dziewczynki. Wtedy nie myślałam nawet, że dostanę się do takiego miejsca jak ta szkoła muzyczna. Tylko jedna rzecz mi się nie podoba w tym miejscu. Nie rzecz tylko jedna osoba. Tą osobą jest ten chłopak. Tak mało czasu tam spędziłam, a już mam wroga. On mnie wpienia, przez niego jestem strasznie wybuchowa, agresywna. Wszystko przez niego. Całe zło tego świata stało się wtedy gdy ON się urodził. On jest sługusem szatana.
   Gdy doszłyśmy na miejsce przy '"naszym" stoliku siedział ten baran. Chciałam już tam do niego podejść i przemówić mu do rozumu, ale Fran mnie powstrzymała.
-Cami, możemy przecież usiąść gdzie indziej. W tym dniu powinnyśmy świętować, dostałyśmy się do najlepszej szkoły muzycznej w całym Buenos Aires.
-Wiem, wiem Fran. Jednak, wiesz że ja i ON od razu się nie polubiliśmy. Pałamy do siebie istną nienawiścią. Widziałam w jego oczach gniew. One chciały zabić wszystkich ludzi, ja mu nic nie zrobiłam. Ja się tylko broniłam. Broniłam się Fran.
-Cam przestań, mówisz jakbym była sędzią,a ty byś była oskarżona o morderstwo. On jest bardzo przystojny, już ci to mówiłam.
    Fran szczerzyła się jak nigdy. Gdy o nim mówiła ciągle była jakoś dziwnie wesoła. To było trochę podejrzane, a może to tylko zbieg okoliczności? Ona chyba nie zakochałaby się w takim idiocie. No wprawdzie tylko mnie obrażał, do niej nie powiedział żadnego złego słowa, tylko się przywitał. Może nie jest wcale taki zły. Może kiedyś będą parą. Co ja wtedy zrobię? Będę nienawidziła chłopaka swojej najlepszej  przyjaciółki. Jesteśmy z Fran jak siostry. Znamy się od przedszkola. Pamiętam jak się pierwszy raz spotkałyśmy.

Był wtedy poniedziałek. Pierwszy dzień szkoły. Czekałam na niego tak długo. Weszłam do małej sali w której mieliśmy mieć tam zajęcia. Od razu wypatrzyłam miejsce przy oknie w pierwszej ławce. Podeszłam do mojego celu. Przede mną doszła tam pewna czarnowłosa dziewczynka. Usiadła na miejscu, na moim miejscu. Na miejscu obok siebie położyła swój różowy plecak. Spytałam jej z uśmiechem na ustach czy mogę usiąść, a ona od powiedziała, że nie. Bardzo się zezłościłam. Sama złożyłam jej plecak z drewnianego krzesełka. Fran otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Zajęłam miejsce obok niej. Po chwili pani weszła do sali, kazała mi i Fran na środku klasy przedstawić się. Wtedy okazało się, że mamy te same za interesowania. To samo sprawiało nam radochę. Z tego samego powodu byłyśmy smutne. Po kilku dniach byłyśmy najlepszymi koleżankami, wymieniłyśmy się numerami telefonów. Zaledwie miesiąc później stałyśmy się nierozłączne, mówiono na nas papuszki nierozłączki. 

   Pamiętam to tak dobrze. Od tamtej chwili minęło już tyle lat. Między nami jest wciąż tak samo. Czasem są drobne sprzeczki, ale zawsze się godzimy. Nasze sprzeczki zwykle są na temat ubrań. Fran mówi, żebym bardziej kobieco się ubierała. Ja na to się nie zgadzam, mówię że mam inny styl. Jeszcze tylko nie było kłótni o chłopaka. Taka kłótnia nigdy nie nastąpi, mamy w ogóle inne typy. Ja lubię złych chłopców. Kiedyś spotykałam się z chłopakiem, który ubierał się jako gangster. Jednak jego dusza była łagodna jak baranek. Natomiast moja Fran lubi chłopaków ułożonych, łagodnych, spokojnych, ambitnych. Jak teraz tak się nad tym zastanawiam. Ten idiota nie ma w ogóle nic wspólnego z ideałem mojej przyjaciółki.

Fran:
 
   Nie mogę tego wytrzymać. Cami jak widzi te ciacho to się dziwie zachowuje. W jej oczach widać istny mord. Mówiłam jej, żeby się uspokoiła, ale ona mnie w ogóle nie słucha. Teraz się tak dziwnie wyłączyła, ciekawe o czym myśli. Chciałabym zobaczyć co się kryje w jej główce. Chciałabym wiedzieć, to wszystko.
-Hej dziewczyny. Co was tu sprowadza?
  Spojrzałam na twarz, która wypowiadała te słowa. Był to bardzo przystojny chłopak, miał uroczy uśmiech. Był najprzystojniejszym chłopakiem jakiego spotkałam w całym moim życiu.
-Hej. Chciałyśmy napić się kawy.
  Spojrzałam w jego oczy, można się w ich zatonąć. Ciekawe jak się nazywa. Chciałabym poznać imię chłopaka w którym się CHYBA zakochałam. Czy to może być miłość od pierwszego spojrzenia?
-Jestem...

*********************************************************************************************************************************************
Przepraszam ale mam problemy ze wzrokiem. Przez dwa dni nie będę miała okularów przez co słabo widzę. Przepraszam za wszystkie błędy.
Jak wam podoba się rozdział?

Justyna <3

sobota, 21 czerwca 2014

One Shoty

3 komentarze:
Witam! Był ostatnio ogłoszony konkurs na OS, ale dostałyśmy tylko jedną pracę :c Jest to praca Weroniki! Jeszcze nie wiem jakie będą nagrody. Obgadam to z dziewczynami i zaktualizuję posta ;)
A oto jej praca

Caxi ,,Czerwona ławka"
Tak! To już jutro. Moje święto. Moje 17-e utodziny. Urodziny, które zmienią moje życie. Urodziny, które zdecydują o moim dalszym życiu. Życiu, które zupełnie może się zmienić.
 Postanowiłam wyznam mu prawdę, powiem mu co czuję. Wyznam mu moją miłość, a może jednak. Nie, tak łatwo się nie poddam. Będę walczyć o moją miłość. Miłość, która jest nie możliwa.
                   22:06 Buenos Aires
Nie mogę spać. Zastanawiam się nad jego reakcją, przecież to mój najlepszy przejaciel, a ja. A ja wyznam mu moje uczucie, którym go darze. Może powinnam mu dać małą karteczkę z wyznaniem miłości, a potem uciekne. Nie to nie może być tak. Muszę mu to powiedzieć sama, patrząc mu prosto w oczy. Może on mnie wyśmieję. Przestanie chcieć być moim przyjacielem, może nawet nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Zacznie mnie unikać. Camila opanuj się, to tylko najgorsze z opcji! Na pewno będzie dobrze. Nadal będziemy przyjaciółmi, a może nawet kimś więcej. Już nie martwię się idę spać.
                  23 wrzesień 2014
Tak to dziś. Moje urodziny. Wstałam leniwie z łóżka. Poszłam pod zimny prysznic, nałorzyłam czyste ubrania. Dziś sobota. Cały dzień mogę odpoczywać. Jednak nie pójdę się przewietrzyć.
Szłam wolno, ciągle miałam w głowie jedno pytanie. Czy ktoś pamiętał?
Doszłam do pięknej czerwonej ławki. Ten kolor kojarzył mi się z miłością. Obok niej stała biała, ta ,,należąca" do Violi i Leona. Może ta będzie należała do mnie i Maxi'ego. Wszystko jest możliwe.
Rozmyślałam jeszcze chwile. Poczułam zimne ręce na twarzy. Miałam nadzieje, że to może on, lecz się pomyliłam. Obok mnie usadowiła się Fran i Viola. Zaczęły piszczeć jak jakieś wariatki. Następnie zaczęły wrzeszczeć na cały głos. Chciały mi złożyć życzenia jako pierwsze. Zrozumiałam z tego tylko nieliczne słowa. Reszta brzmiała jak rozmowa kosmitów z jakiejś odległej planety. Co mnie rozśmieszyło. Dziewczyny jednak nie mogły ze mną długo posiedzieć i poszły śmiejąc się na głos.
Chyba przez nie każdy wie, że mam dzisiaj urodziny. Chciałam już wstać z tej pięknej ławki, ale coś mi na to nie pozwalało. Może to ja sama. Spojrzałam przed siebie.
Przede mną stał rycerz na białym koniu. Maxi Ponte siedział na białej klaczy, wyciągnął do mnie rękę. Ja mocno ją uchwyciłam i weszłam na konia.
Jechaliśmy już parę dobrych minut, przez ten cały czas trzymałam rękami jego umięśniony tors. Nie tylko dlatego bo się bałam, ale też chciałam go dotknąć.
Spojrzałam przed siebie byliśmy na plaży. Zobaczyłam płatki róż układające się w serce. W środku był bukiet stokrotek, a obok niego czerwone wino. Maxi pomógł mi zejść z klaczy. Mężczyzna zaprowadził mnie na miejsce, usiedliśmy, wypiliśmy czerwone wino, było wszystko jak w bajce. W pewnym momencie Maxi wstał, podszedł do dużej skały i wyjął za niej gitarę. Zaczął mi śpiewać, śpiewał tak pięknie, po chwili dołączyłam do niego. Nasze głosy tworzyły całość. Idealnie ze sobą współgrały.
Bawiliśmy się jeszcze długo, jednak o 21.30 postanowiliśmy już wracać. Jechaliśmy dłuższy czas, zobaczyłam czerwoną ławkę. Maxi zatrzymał konia zsiadł z niego, a następnie pomógł mi w tym.
Usiadłam na ławce, obok mnie usiadł Maxi. Spojrzał na mnie tymi pięknymi oczyma.
-Camila ja nie wiem jak ci to powiedzieć. Już wiem podobasz mi się i to bardzo. Błagam uczyń mnie najszczęśliwszym chłopakiem na tej ziemi i zostań moją dziewczyną. Cami ja ciebie kocham.
-Maxi... Tak zgadzam się! Będę twoją dziewczyną! Ja też cię kocham.
Maxi zbliżył się do Camili i ją pocałował. Pocałunek wyrażał wszystkie ich emocje. Kochali siebie odkąd pamiętają, jednak dopiero teraz wyznali to sobie.

Działo się to wszystko na tej czerwonej ławce, która teraz ,,należy" do nich. Jest symbolem ich miłości.

Brawa dla Weroniki! 

Żeby nie było tu tak pusto to również opublikuję swój os, którego inną wersję możecie przeczytać tutaj. Jednak tutaj zamieszczam oryginalną wersję. Zapraszam do czytania :)

Sztuką nie jest zadręczać się po śmierci bliskiej osoby. Sztuką jest pogodzić się z jej odejściem, aby mogła zaznać szczęścia w Raju.

Ból. Ten cholerny ból po stracie ważnej osoby. Czujesz pustkę. Pustkę, której nikt w żaden sposób nie może zapełnić. Ona odczuwała to bardzo mocno. Nie mogła się pogodzić z myślą, że nigdy go nie zobaczy, nie przytuli, nie pocałuje. Znała go tak krótko, a mimo to pokochała go całym sercem.
Siedziała w trupo białym pomieszczeniu. Tempo wpatrywała się w ścianę. Straciła bardzo ważną dla siebie osobę. Nadal nie mogła w to uwierzyć. Łzy, gorzkie łzy niekontrolowanie spływały po jej twarzy. Była cała blada, lekko się trzęsła. Do sali wszedł dobrze zbudowany mężczyzna. Równie przygnębiony jak rudowłosa kobieta. Nic nie mówiąc usiadł obok niej, na białym łóżku. Również zaczął się patrzeć w ścianę przed sobą. Ich twarze nie wyrażały żadnych uczuć, ale w środku zwijali się z bólu. Oto co robi z ludźmi strata dziecka.
-Czemu to się tak skończyło?- zapytała cicho kobieta drżącym głosem.
Mężczyzna nic nie odpowiadał.
-Czemu akurat my? Czym zawiniliśmy? Coś zrobiliśmy nie tak?
Mężczyzna nadal nic nie mówił. Objął kobietę ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Facundo? Odpowiesz mi?
Jednak on nadal milczał. Kobieta wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem.  Jej oczy były czerwony od płaczu, jednak nie mogła już płakać, jakby łzy jej się skończyły. Cierpiała, bardzo cierpiała. Próbowała tego nie pokazywać, ale to było silniejsze od niej.
-Cande, co mam ci powiedzieć. Jestem równie wytrącony z równowagi jak ty… -przełknął głośno ślinę. –Ale musimy się z tym pogodzić. Nie ma innej rady.
-Jak mam się z tym pogodzić?! Czy ty siebie słyszysz?! Straciliśmy dziecko, a ty mówisz takie coś. Myślałam, że cie znam po dwóch latach małżeństwa- powiedziała, z każdym zdaniem coraz bardziej zdenerwowana Candelaria.
-Cande- zaczął spokojnym tonem. –Uspokój się trochę… Wdech, wydech, lepiej?- kobieta przytaknęła. –To co ci powiedziałem powie ci każda osoba, którą spotkasz.
Kobieta rozpłakała się. Pozwoliła łzą żywnie spływać po jej policzkach, a następnie na koszulę jej męża. Jej łzy powoli moczyły jego ubranie, lecz oni nie zwracali na to uwagi. Stracili poczucie czasu. Nie wiedzieli czy minęły godziny, minuty, dziesiątki minut zanim się uspokoiła. W swoim towarzystwie tracili poczucie czasu, nawet w takiej sytuacji. Trwała cisza. W końcu Candelaria się odezwała.
-Chciałabym zrobić dla niego skromny pogrzeb. Tak, żebyśmy byli my, Lodovica, Valeria i dwie osoby, które ty wybierzesz…
-Ruggero i Diego.
-Żeby nie robić z tego nie wiadomo czego, ale też żeby godnie go pochować.
*
Był to pochmurny dzień. Sześcioro dosyć młodych ludzi zebrało się na malutkim cmentarzu, w jednej z dzielnic Buenos Aires. Wszyscy ubrani na czarno żegnali chłopca, którego co prawda nie znali, ale wszyscy pokochali. Straszy ksiądz wygłaszał swą mowę nad małą, drewnianą trumienką, lecz uczestnicy sprawiali wrażenie jakby go nie słuchali. Wszyscy byli pogrążeni w melancholijnym nastroju. Gdy ksiądz umilkł każdy po kolei podszedł i ostatecznie pożegnał się dzieckiem.
-Śpij dobrze kochanie- powiedziała i pocałowała swojego synka w zimne czoło Candelaria.
Trumna została zakopana, wszystkie formalności załatwione. Grupa udała się wolnym krokiem do rezydencji państwa Gambande. Zatrzymali się przed drzwiami.
-Chcecie żebyśmy zostali z wami czy… -zaczęła Włoszka.
-Zostawcie nas samych.
-Dobrze.
Cztery osoby udały się w swoje strony, podczas gdy Candelaria i Facundo weszli do domu. Ona rzuciła się na kanapę w salonie, on opadł na pobliski fotel. Trwali tak rzez dłuższy czas. Oboje wpatrywali się bez celu w ściany.
-Facu…
-Tak, kochanie?
-Podaj mi proszę whisky.
-Ale jesteś pewna Cande?
-Tak, podaj.
Mężczyzna podszedł do szafki i wyjął dosyć sporą butelkę, po drodze chwycił dwa kieliszki i podał to żonie. Ta nalała sobie trochę do naczynia i napiła się. Mężczyzna zrobił to samo. Po kilku kolejkach zaczęli ze sobą swobodnie rozmawiać, a po następnych języki zaczęły im się powoli plątać. W pewnym momencie zatonęli w namiętnym pocałunku. Ten przerodził się w nierówną walkę o dominację, a ona w gorącą noc pełną wrażeń…
*2 miesiące później*
-Cande, wróciłem!
Wykończona kobieta wyszła z łazienki z lekkim uśmiechem na twarzy. Jej mąż był wyraźnie zmęczony po całym dniu pracy, a mimo tego odwzajemnił jej uśmiech.
-Coś się stało? Już ci mdłości przeszły?
-Nie do końca, ale czuje się już lepiej.
-A skąd ten uśmiech? Nie żebym narzekał- powiedział i cmoknął żonę w usta. Ona uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
-Facu, my… my…
-My?
-Będziemy mieli dziecko!
Brunet posłał żonie promienny uśmiech po czym namiętnie ją pocałował.

Pozdrawiam i czekam na komentarze! <3

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 3

2 komentarze:
Cami
Stałam przed tablicą z wynikami po raz kolejny wodząc po niej wzrokiem. Nawet nie zauważyłam, a moje usta same się otworzyły. Na pewno miałam rozczarowany i za razem dziwny wyraz twarzy.
-Co?- usłyszałam drwiący głos za sobą. Z zaciśniętymi zębami odwróciłam się w stronę natrętnego chłopaka. -Nie dostałaś się?
Posłałam mu przesłodzony, sztuczny uśmiech.
-A co się tak mną interesujesz? Twoje życie jest tak nudne, że wtrącasz się w cudze? Może zajmiesz się swoimi sprawami.
-Czyli się nie dostała...- mruknął z przekąsem chłopak.
Czułam jak się we mnie gotuje. Kim on w ogóle jest, za kogo się uważa, że wtrącać się w moje sprawy?! Poważnie zaczął działać mi na nerwy.
Gdy zobaczył, że nie odpowiadam zaśmiał się drwiąco. W tym momencie nie wytrzymałam.
-Nie ja się nie dostałam tłumoku tylko moja przyjaciółka! Następnym razem bądź tak miły i nie wtrącaj się w nie swoje sprawy!- krzyknęłam na całe Studio. Na szczęście było w nim mało osób.
-Jak to?- usłyszałam cienki głos niedaleko siebie. Momentalnie przeniosłam tam wzrok. Francesca. Jej oczy lekko się zaszkliły.
-Fran...- chciałam jej to wytłumaczyć, ale ona gestem ręki mnie uciszyła i podeszła do list. Zaczęła przeczesywać je wzrokiem pierwszy raz, drugi, trzeci. Za każdym razem do jej oczy napływało coraz więcej łez.
Niepewnie podeszłam do niej.
-Kochana, to jest jakiś błąd. Jestem tego pewna.
Lecz ona tylko pokiwała przecząco głową próbując nie rozpłakać się.
-Cami, w takich instytucjach, przy tak ważnych rzeczach nie popełniają błędów- powiedziała, po czym szybkim krokiem wyszła z budynku.

Francesca
Szłam, szłam i szłam. Nie wiedziałam gdzie i nie wiedziałam jak długo.
Tak ciężko pracowałam, żeby dostać się do Studia. To było dla mnie sporym wyzwaniem. Nie mogłam zrozumieć czemu tak się stało.
Usiadłam na najbliższej ławce i pogrążyłam się w dalszych przemyśleniach. Po paru minutach przed oczami mrugnęły mi rude loki, a tuż po tym moja przyjaciółka siedziała obok mnie.
-To na pewno pomyłka- powiedziała.
-Nie.
-Fran nie ma co się załamywać są inne świetne uczelnie!
-Ale Cami, ja na prawdę napracowałam się żeby tam się dostać, a tu mak...
-Figa Francesca.
-Co figa?
-Nieważne.
Siedziały przez chwilę razem w ciszy. Żadna nie wiedziała co powiedzieć. W końcu rudowłosa postanowiła przełamać to.
-Wiesz, ja chyba zrezygnuję.
-Z czego?!- powiedziałam żywiej niż planowałam.
-Ze Studia, bez ciebie to nie to samo.
-Nie Camila, nie pozwalam ci! Nie możesz przeze mnie marnować swojej przyszłości.
-Jakie od razu marnować? Wiesz nawet teraz pójdę o tym powiedzieć dyrektorowi.
-Nie!- krzyknęłam, ale ona już pobiegła. Szybko udałam się za nią. Po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Camila zatrzymała się przed salą dyrektora.
-Nie zrobisz tego- powiedziałam.
-Tak? To patrz- powiedziała po czym zapukała do drzwi i weszła do środka, ja za nią.
Na końcu pomieszczenia, przy biurku zobaczyłyśmy miło uśmiechającego się mężczyznę. Był na naszych egzaminach, o ile się nie mylę był to Pablo.
-Proszę dziewczyny, właśnie miałem was szukać. Camila Torres i Francesca Resto, tak?- przytaknęłyśmy ze zdziwieniem. Dyrektor wyjął z teczki jakieś dwie kartki papieru. -Proszę- podał je nam. -Dostali je wszyscy uczniowie, którzy się dostali. Są to...
-Przepraszam Pablo- zaczęłam.-Ale musiałeś się pomylić, bo ja się nie dostałam.
Mężczyzna zrobił zdziwioną minę.
-Jak to? Kto ci to powiedział? Dostałaś się i to ze świetnymi ocenami.
-A-ale na listach nie ma mojego nazwiska.
-Jak to nie ma? Musi być.
Wyszedł z sali, a my za nim. Byłam bardzo zdziwiona zaistniałą sytuacją. Podeszliśmy do list.
-Powinnaś być na liście zaraz po panu Ramosie- powiedział bardziej do siebie nuż do nas. Przeszukał listę wzrokiem w poszukiwaniu tego nazwiska.
-Jest- mruknął.
Patrzył się na kartki przez moment. Sięgnął po kartkę na, której było nazwisko wyżej wymienionego ucznia.
Odetchnęłam z ulgą. Okazało się, że ktoś nieumiejętnie przypiął kartki zasłaniając tym samym jej nazwisko.
-Proszę, jest- powiedział Pablo z uśmiechem.

____________________________________________
Taki trochę krótki, ale jest xD

wtorek, 17 czerwca 2014

Nie pozwólmy jej odejść!

1 komentarz:
Kochani! Świetna osoba, jak i blogerka została źle potraktowana. Postanowiła usunąć swoje konto i prawie usunęła bloga. Pewnie większość, jak nie wszyscy znają ją bardzo dobrze. Mowa tu o Carrots Kabum/ Weronice. Genialnie pisze <3
Wejdźcie tu, proszę.

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 2

1 komentarz:
Po egzaminach Francesca chodziła zdenerwowana, a Camilla pisała coś w swoim notatniku.
-Jak ty możesz tak siedzieć!? Nie boisz się!?-spytała zestresowana Włoszka
-Fran co ma być to będzie. Najwyżej pójdę do innej szkoły-odpowiedziała obojętnie. Wcale tak nie było. Ona tylko udawała. W środku bała się. Po jej głowie nadal chodził pewien chłopak. Myślała o tym jak fajnie byłoby mu przywalić. Była wściekła, a zarazem zestresowana.-Pójdę do łazienki.
-Dobrze, ale pospiesz się. Za pół godziny wyniki!?-krzyknęła na pół korytarza.
-Fran nie drzyj się tak. Przecież nie będę załatwiać potrzeb fizjologicznych półgodzin-odpowiedziała ruda i odeszła od przyjaciółki. Po chwili wpadła na kogoś....-Czy ty naprawdę nie potrafisz chodzić!?-spytała wściekła chłopaka z którym tego dnia miała już do czynienia.
-To ty nie potrafisz chodzić! Jesteś strasznie niezdarna!-wykrzyczał te słowa z taką arogancją, że dziewczyna miała ochotę go spoliczkować. Na jego szczęście w porę się opanowała.
-Jesteś idiotą. Nie mam ochoty rozmawiać z kimś takim jak ty!
-Ja żeby z tobą rozmawiać musiałbym zniżyć mój poziom.
-To ja jeśli chodzi o poziom, żeby zniżyć się do twojego musiałabym wykopać dół o wysokości dziesięciu metrów...Jesteś żałosny-rzuciła na odczepne i wróciła do przyjaciółki.
-Znowu spotkałaś tego przystojnego chłopaka?-spytała Fran pisząc sms-a. Cami spojrzała na nią jak na kosmitkę.
-Chodzi Ci o tego obrzydliwego głupka?-spytała z odrazą Cami
-On jest przystojny.
-Ale wygląd to nie wszystko. Skoro tak Ci się podoba możesz do niego iść!-uniosła się
-O co Ci chodzi Cami? Zachowujesz się jak żółwica w ciąży!
-Mówi się kobieta w ciąży! A poza tym przepraszam. Jestem na niego zdenerwowana. Nie lubię takich ludzi, a ty dobrze o tym wiesz.

Cami:
-Camilla przecież ty go nie znasz. Może jest inny niż Ci się wydaje!
-Nawet mnie nie przeprosił! I w dodatku powiedział, że jestem niezdarna! Mam nadzieję, że nie będę go często widywać. To co ten chłopak wyprawia jest tak samo żałosne jak on.-gdy to powiedziałam usłyszałam piękny głos. Jakiś chłopak śpiewał w sali za nami. To było niezwykłe, a ta piosenka była jeszcze piękniejsza. Gdy weszłam do środka zobaczyłam. Ugh....tego chłopaka z którym się wcześniej kłóciłam. Muszę jednak przyznać, że ma niesamowity talent. Gdy mnie zobaczył przestał grać i zaśmiał się szyderczo.
-Tak wiem jestem nieziemsko przystojny i do tego bardzo utalentowany-powiedział zanim zdążyłam skomentować tą niezręczną sytuację.
-Owszem masz talent i jesteś przystojny, ale za to w głowie masz pustkę.
-Ty jesteś ładna, ale rozum masz jak blondynka.
-Wiesz kim jesteś. Jesteś zadufanym w sobie facetem kochającym tylko siebie. Nie mogę na Ciebie patrzeć. Twoje zachowanie jest okropne!!!-wykrzyknęłam-Mam tego dosyć!-gdy to powiedziałam odeszłam z sali, ale po chwili musiałam wrócić, ponieważ nauczyciele wołali osoby zdające egzamin w tym roku. Na kartce z wynikami odczytałam swoje imię, ale nigdzie nie mogłam znaleźć imienia mojej najlepszej przyjaciółki.
******************************************************************************************************************************************************************Hejka! To ja Gabi z tym beznadziejnym rozdziałem. Co o nim myślicie? Przekazuję wam również wiadomość od naszej trójki.
Z okazji rocznicy bloga która niedługo nastąpi organizujemy konkurs na OS o tematyce urodzinowej. Pary mogą być dowolne! Macie czas na przysyłanie OS'ów do 15 czerwca. 16 będą ogłoszone wyniki :* Prace wysyłajcie na maila: alex.8.portal@gmail.com :)