piątek, 27 września 2013

Rozdział XVIII / 18 czyli wyniki konkursu!

5 komentarzy:
Dostałam trzy prace... i szczerze mówiąc więcej się nie spodziewałam. No cóż... Dostałam te prace dosyć szybko i kompletnie się ich nie spodziewałam.
Opublikuje to wszystkie trzy prace, ponieważ wszystkie były super :)
Więc tak:
Miejsce 3. zdobywa... Weronika Chmielińska! Gratuluję! 
Napisz mi (pod postem bądź na GG) jaka jest twoja ulubiona postać z Violetty i jakiego bloga bądź stronę internetową chcesz żebym polecała ;)
A oto jej praca:

Oczami Maxiego:
  Miałem już pomysł na randkę z Camilą. Bardzo ją kocham nie wiem co bym zrobił jakby ta randka nie wyszła. Od razu pobiegłem do kwiaciarni kupiłem najdroższy bukiet czerwonych róż. Potem zadzwoniłem do restauracji.
                                                          Rozmowa telefoniczna
-Dzień dobry chciałem zarezerwować stolik.
-Dobrze na którą i na jakie nazwisko.
-Na 14 na nazwisko Ponte, Maxi Ponte.
-Dobrze stolik będzie na pana czekał.
-Dziękuje i do widzenia.
-Do widzenia.
                                                       Koniec rozmowy telefonicznej
   Zanim się zorientowałem była już 12, a z Cami umówiłem się na 13. Musiałem się spieszyć poszedłem do domu i założyłem nowy garnitur. Gdy się wystroiłem Była już 12.50. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę domu Camili. Gdy zapukałem do drzwi otworzyła mi mama Cami.
-Dzień dobry ty pewnie jesteś Maxi. Moja córka dużo mi o tobie opowiadała- Tą wypowiedź przerwała Camila.
-Mama tylko zmyśla.-Gdy spojrzałem na nią wyglądała przepięknie miała krwisto czerwoną sukienkę bez ramiączek. Zamurowało mnie.
Oczami Camili:
   Ciągle myślałam nad moją randką z Maxim. Nie mogłam się doczekać co mój ukochany dla mnie przygotował. Gdy go zobaczyłam przyglądał mi się jakby zobaczył mnie po raz pierwszy w życiu. Potem wziął mnie za rękę i wprowadził mnie do limuzyny. Nie wierzyłam własnym oczom. Naprawdę się postarał. Gdy weszłam do limuzyny Maxi usiadł koło mnie. Musnął mnie swoimi pięknymi ustami. Poczułam motylki w brzuchu tak jak za każdym razem gdy się całowaliśmy.
 Oczami Maxiego:
Mam nadzieje, że Cami doceni moje starania. Tak bardzo ja kocham. Po 5-u minutach dojechaliśmy pod restauracje. Camila zrobiła wielkie oczy gdy to obaczyła. Wyglądała pięknie. Gdy weszliśmy do restauracji. Podszedł do nas kelner.
-Na jakie nazwisko zarezerwowane-Zapytał.
-Ponte.
-Dobrze. Proszę za mną.
  Podążyliśmy długą drogą do naszego stolika. Był wspaniale udekorowany. Potem kelner nas opuścił. Odsunąłem mojej towarzyszce krzesełko, żeby na nie usiadła. Kiedy Camila usiadła ja zająłem swoje miejsce przy stole. Kelner podał nam menu powiedziałem Camili
-Wybieraj to na co masz ochotę. W ogóle nie patrz na ceny.
-Maxi ale to wszystko takie drogie.
-Camila wybierz proszę.
-No dobrze.
Gdy podszedł do nas kelner powiedziałem
-Dla mnie krewetki w sosie.-Powiedziałem.
-To dwa razy krewetki w sosie- Dodała Camila.
Gdy kelner odszedł spytałem Camili
-Cami podoba ci się początek naszej randki.
-Maxi bardzo, ale to dopiero początek.
-Takto zobaczysz później.
   Po chwili kelner przyniósł nam krewetki. Na początku nie smakowały mi, ale po chwili posmakowały mi. Z Camila było chyba tak samo. Gdy skończyliśmy nasze dania wróciliśmy do limuzyny. Miałem zamiar zabrać Camile na horror. Po chwili dojechaliśmy weszliśmy szybko do kina. Wybrałem z Cami horror,,Zmierzch". Camila przez cały czas się do mnie przytulała.
Oczami Camili:
  Gdy Maxi zabrał mnie do kina wybraliśmy fikm pt. ,,Zmierzch'' miejscami się bałam więc wtulałam się w ramie Maxiego. Ten film nawet miejscami był romantyczny. Najbardziej w ty filmie spodobała mi się Bella ona bardzo pasuje do Jacoba. Są dla siebie stworzeni. Obciążyłam Maxiego wielkimi kosztami widać, że mu na mnie zależy.
Oczami Maxiego:
   Kiedy film się skończył kazałem kierowcy odjechać, a wziąłem mój motor, który czekał na mnie przed kinem. Wsiadłem na motor, ale Camila nie chciała wsiąść na niego
-Camila no wchodź. Proszę.
-Ja się boję.
-No to trzymaj się mnie bardzo mocno.
Camila wsiadła na motor i tak mocno się mnie złapała, że przez chwilę zabrakło mi tchu. Po chwili dojechaliśmy na plaże. Cami szybko zeszła z motoru.
-I jak było?- zapytałem
-Fajnie. A gdzie idziemy?
-Zobaczysz.
   Zagłębiliśmy się na plaże szliśmy przy wodzie. Woda oblewała nam stopy. W końcu doszliśmy na miejsce. Specjalnie na te miejsce wetknąłem róże w piasek w kształcie serca. Camila omal się nie rozpłakała. Zjedliśmy kanapki i ciastka mojej własnej roboty. Po jedzeniu. Zapytałem Cami
- Camilo Torres czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną.
- Maxi tak tak zostanę twoją dziewczyną.
  Po tych słowach się  bardzo namiętnie pocałowaliśmy
  

Miejsce 2. zdobyła... Justyna Chmielińska! Gratuluję! 
Napisz mi (pod postem bądź na GG) jaka jest twoja ulubiona para z Violetty i jakiego bloga bądź stronę internetową chcesz żebym polecała :)
 A oto jej praca:

Następny dzień:
Camila:
   Dzisiaj mam randkę z Maxim. Założę zestaw, który ostatnio wybrałam z dziewczynami. Sama już się umaluje i zrobię fryzurę. O której miała być nasza randka? Czy w ogóle ustalaliśmy godzinę naszej randki?
   Muszę zadzwonić i się dowiedzieć. Byliśmy wczoraj zajęci tylko i wyłącznie całowaniem, więc zapomniałam się dopytać.
C: Cześć Maxi.
M: Hej Cami. Po co dzwonisz?
C: No więc tak. Wczoraj zapomniałam cię dopytać. O której jest nasza randka?
M: Prawda. Zapomniałem ci powiedzieć. Wpadnę po ciebie o 17.
C: Okej ro do zobaczenia.
M: Pa pa kotku.
Maxi:
   Mam nadzieję, że randka, którą przyszykowałem spodoba się Cami. Nasza randka składa się z kilku części: piknik, potem zabiorę ją do teatru i dla niej zaśpiewam, a na koniec pojedziemy na przejaczkę bryczką.
   Mam w planach dużo, dużo całusów. Pierwszy dostanę jak zobaczy to co przyszykowałem. Na koniec w bryczce napewno też dostanę. Mam przynajmniej nadzieję, że moje plany wypalą. Nie tak jak nasza wcześniejsza nie udana randka.
   Za półtorej godziny  mam randkę z Cami. Nie jesteśmy parą, ale mam nadzieję, że Cami się zgodzi. Nie wiem co bym zrobił jakby się nie zgodziła. Byłbym zdolny nawet do skoczenia z mostu z rozpaczy. Już wiem dlaczego nie mogłem znieść jak Cami cierpiała przeze mnie. Kocham ją!! Kocham Camile Torres!!
Camila:
   Za pół godziny moja randka z Maxim. W środku aż skaczę ze szczęścia. Mam nadzieję, że ta randka się uda i nie będzie żadnych komplikacji.
Pół godziny później
   Ktoś dzwoni do drzwi. To na pewno Maxi! Już się bałam, że się spóźni. Moje obawy okazały się nie słuszne.
   Dobrze wyglądam?! Mam nadzieję, że tak! Nie chcę się zbłaźnić! Idę. Tylko jeszcze błyszczyk!
Maxi:
   Zadzwoniłem do drzwi. Po chwili drzwi otworzyła mi Camila. Była jak zwykle oszałamiająco pięknie. Jej rude loki opadały na ramiona. Jej usta przyciągały jak magnez. Chciałbym już tak od progu rzucić się na nią i pocałować. Ale tak nie wypada.
-Cześć Cami. Wyglądasz przepięknie.
   Ona na moje słowa zarumieniła się i pocałowała mnie w policzek. Szkoda, że w policzek, a nie w usta.
-Cześć Maxi. Dziękuje. To bardzo miłe z twojej strony. Gdzie idziemy na randkę?
-To niespodzianka Cami. Nie dowiesz się.
-Proszę, no proszę.
-Nie Cami chodź.
   Czas żeby sprawdzić czy randka którą przygotowałem wyjdzie. Mam nadzieję, że wszystko wyjdzie tak jak zaplanowałem.
Alex:
   Dlaczego ustaliłam z Rafą że będziemy tylko i wyłącznie przyjaciółmi? Przecież ja go kocham!! Nie go nie prawda. Nic do niego nie. Alex ogarnij się. Po co ja o tym myślę.
   Cami ma teraz randkę. Mam nadzieję, że im wyjdzie. Nie chcę, żeby Cami potem cierpiała. Nie chcę widzieć jen zrozpaczonej po raz drugi!
Maxi:
   Właśnie prowadzę Cami na wzgórze na którym urządziłem piknik.
-Maxi. Bolą mnie już nogi.
   Cami zaczęła strasznie marudzić, więc wziąłem ją na ręce. Pięć minut później byliśmy już na górze. Położyłem ją na kocu, a ona otworzyła przymknięte powieki.
   Przez chwilę zastygła w bezruchu. Chyba jej się nie podoba. NIE, NIE, NIE!! Co ja teraz zrobię? Z jej oczu popłynęło kilka łez.
-Maxi, tu jest pięknie!! - powiedziała i rzuciła mi się na szyję.
-Ale przecież płaczesz?!
-Ze wzruszenia Maxi. Ze wzruszenia. Bardzo mnie tym gestem wzruszyłeś. Jak mam ci się odwdzięczyć? ... Już wiem.
   Dała mi buziaka. Mojego wymarzonego buziaka w usta. Wart było czekać na ten moment. Ona ma takie cudowne usta. Oczywiście odwzajemniłem pocałunek.                        Niestety szybko został przerwany.
-Nawet randka się nie zaczęła, a ty już dostałeś całusa. Powinieneś się cieszyć - powiedziała z uśmiechem na ustach.
   W koszyku który stał na skraju koca były przygotowane przekąski: owoce, ciasto (ulubione Camili) i truskawki. Na dodatek bita śmietana i czekolada jako dodatki do truskawek.
Rafa:
   Jest pod prysznicem i sobie śpiewam. Ja, tak ja śpiewam, nikt o tym nie wie, ale w wolnym czasie lubię sobie pośpiewać.
Mam ciemno-szare życie,
Nie ma w nim żadnego szczęścia,
Na chwilę się pojawiło,
Lecz znikło,
Znikło właśnie, a ja w tym mu pomogłem.
Tym szczęściem była Alex,
W której jestem zakochany.
Maxi:
   Czas na drugi etap. Pożyczyłem auto od brata i zawiozę moją ukochaną do teatru. Zawiązałem jej oczy i wsadziłem do samochodu. Puściłem jakąś balladę. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu.    Wprowadziłem ją do budynku i usadowiłem na widowni. Zdjąłem z oczu Cami apaszkę, którą dzisiaj założyła i wskoczyłem na scenę.
-Cami. To dla ciebie.
   Zacząłem śpiewać Te creo patrząc w oczy mojej ukochanej. Camila wstała ze swojego miejsca i podeszła do mnie. Zaczęła śpiewać razem ze mną. Teraz śpiewaliśmy już do siebie.
   Gdy skończyłem na mojej twarzy zakwitł uśmiech. Ciągle patrzyłem na twarz mojej ukochanej. Ona pod wpływem mojego spojrzenia zarumieniła się. Wyglądała przepięknie z rumieńcem na twarzy. Teraz nadszedł moment na decydujące pytanie.
-Camilo Torres, zostaniesz moją dziewczyną?!
-Maxi... Tak!!
   Pocałowałem moją dziewczynę. Ten pocałunek trwał o wiele dłużej niż poprzedni. Włożyłem w niego o wiele więcej uczuć. Ona zresztą tak samo. Pocałunek trwałby o wiele dłużej gdyby nie przeszkodził nam właściciel teatru.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale zaraz przyjdzie tu jedna z grup teatralnych.
-Przepraszamy, do widzenia!! - krzyknęliśmy i wybiegliśmy z teatru trzymając się za ręce.
   Wsiedliśmy do samochodu. Cami ze szczęścia nie mogła usiedzieć na jednym miejscu. Tak mi się zdawało. Do pewnej chwili.
-Maxi! To koniec randki?! Nic nie mówisz!
-Nie. To jest prawie koniec.
   Czas na część trzecią randki marzeń. Pojechaliśmy do wyznaczonego miejsca. Dorożka już czekała. Zaprosiłem Cami do środka wskazaniem ręki. Dorożka ruszyła. Zaczęliśmy się rozglądać. Po chwili spojrzeliśmy sobie w oczy i pocałowałem Cami. Nie mogłem się powstrzymać.
   Dorożka po chwili zatrzymała się przed domem Camili.
-Twoja mama kazała mi cię odstawić całą i zdrową do domu.
-Dziękuje. To w nagrodę.
Cami:
   Dałam Maxiemu w nagrodę buziaka. Nie.mógł trwać długo, bo mama na mnie czekała. -Pa Maxi.
-Do zobaczenia jutro najdroższa.
   Dorożka z Maxim zaczęła odjeżdżać, a ja patrzyłam za Maxim dopóki dorożka nie zniknęła z horyzontu.
  
A teraz czas na miejsce pierwsze. Historia, którą będę kontynuować.
Ogłaszam wszem i wobec, że miejsce 1. zdobyła Anonim-Hania! Gratuluję! Twoja praca najbardziej mi się podobała!
Napisz mi (pod postem bądź na e-mail) jaka jest twoja ulubiona para z Violetty i jakiego bloga bądź stronę internetową chcesz żebym polecała :)
A oto jej praca:

Maxi
Jakie To było niesamowite! Nigdy nie czułem czegoś tak magicznego. Camila niesamowicie całuje. Wydawało mi się, że już trzy razy unieśliśmy się nad ziemią. Ale to nie najważniejsze. Cami wczoraj powiedziała, że mnie kocha. Po raz pierwszy na prawdę zrozumiałem, co znaczą te słowa. Siedzieliśmy na gałęzi i patrzyliśmy sobie w oczy. Camila ma najpiękniejsze oczy na świecie, uważałem tak od momentu, kiedy pewnego dnia do mnie przyszłaś. Miałem siesm lat... Pamiętam te chwile. To było tak...
-Maxi-przemyślnia przerwał mi cudowny dźwięk jej głosu- O czym myślisz?
-O tym jak się poznaliśmy.
-Pamiętasz to?- zapytała uradowana rudowłosa.
-Oczywiście. Jak wiesz- opowiadałem- do Buenos Aires przeprowadziłem się gdy miałem trzy lata. Na początku miałem mieszkać na drugim końcu miasta. Przed kupnem domu moja mama powiedziała, że wydaje jej się, że powinniśmy zamieszkać gdzieś indziej. W końcu przeprowadziliśmym się do mojego obecnego domu-na przeciwko najcudowniejszej dziewczyny na świecie, Camili- dziewczyna się zarumieniła- Pewnego dnia poszłaś do nas "powitać nowych sąsiadów". Świetnie się razem bawiliśmy. Po około 4 latach przyjaźni przyszłaś mnie odwiedzić wraz z rodzicami. Byłaś ubrana w kolorową sukienkę, miałaś zapleczonego warkocza i czerwone koraliki- Camila się zdziwiła- Tak pamiętam to. Gdy nasi rodzice zaczęli rozmawiać, zaprosiłem cię do mojego pokoju. Kiedy wchodziliśmy po schodach upadłaś. Bardzo bolała Cię noga. Pomogłem ci wstać i szłaś opierając się o mnie, ale kiedy byliśmy już w moim pokoju upadłaś. Wziąłem cię na moje ręce i położyłem na łóżko. Powiedziałem coś w stylu wszysko będzie dobrze. Zapadła chwila ciszy. Powiedziałaś tylko dziękuję i pocałowałaś mnie w policzek. Wtedy zauważyłem jakie masz piękne oczy. Niestety niedługo potem szliśmy do szkoły. Nasza przyjaźń tego nie przetrwała. Spotkaliśmy się dopiero w Studio.
 -Maxi byliśmy malutcy, jak to możliwe, że wszystko pamiętasz?
-Głównie z opowieści mamy, ale naszego pierwszego "przyjacielskiego buziaka" sam zapamiętałem.
-Maxi jesteśmy tu już 3 godziny. Powiedziałeś mamie, że wyszedłeś, prawda?
-O Boże. Zapomniałem! Ale miałem powód. Zapatrzyłem się w najcudowniejsze oczy.
-Maxi, dziękuję, ale dzwoń do mamy. Ja też już muszę iść.
-Odprowadzę Cię!-powiedziałem
-Już nie mam 7 lat.- rzekła- Do zobaczenia.- pocałowała mnie w policzek, szkoda, że tylko policzek
-Spotkajmy się jutro o siedemnastej!
Alex
Gdzie jest Cami, powinna wrócić godzinę temu. Może Maxiemu coś się stało... Ola nie myśl tak! Bądź optymistką.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu.
-Cześc Ola- powiedział Rafa. Jaki on ma piękny głos... Chyba jednak coś do niego czuję...
-Hejka
-Wiesz może, gdzie jest Maxi?
-Nie ma go w szpitalu?!-krzyknęłam
-Właśnie stamtąd wracam. wyszedł 4 godziny temu.
-Cami poszła do niego rano.
-Może się w końcu pogodzili..-On zna całą sprawę?!
-Skąd wiesz, że się pokłócili?- spytałam
-Fran mi powiedziała.- Usłyszałam otwieranie drzwi.
-Dobra Cami już przyszła, lecę. papa
-Cześć Ola.
Podeszłam do Camili.
-Cami o co chodzi?
Dziewczyna rozpromieniona opowiedziała mi całą historię. Zaczęłyśmy piszczeć i wybrałyśmy komplet na jutro.
Maxi
Nieźle mi się oberwało od mamy, o Rafie nie wspomnę. Naskoczył na mnie, że nic mu wcześniej nie powiedziałem. Jeszcze trochę, a drugi raz oberwałbym w twarz. Opowiedziałem mu całą sytuację i wymyśliliśmy ŚWIETNY pomysł na randkę. Zauważyłem, że Rafa jest smutny. Powiedział mi co zaszło między nim, a Alex. Dowiedziałem, się też, że cały czas coś do niej czuje. Chciałem coś powiedzieć, ale spojrzałem na zegarek. 16:50.
-Sory Rafa, muszę lecieć- powiedziałem- trzymaj kciuki.
Camila
Jest szesnasta pięćdziesiąt. Camilo Torres nie zepsujj tego. Byłam już gotowa.Wszystko dzięki Alex. Fran niestety nie mogła przyjśc, bo pomagała Luce w Resto.Zauważyłam że Alex jest smutna. Ona opowiedziała mi o Rafie i o tym, że jednak coś do niego czuje. Już miałam coś powiedzieć, ale usłyszałam dzwonek do drzwi.
-No idź!- mówiła Alex.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam nie mojego przyjaciela Maxa, tylko Maximiliana. Przypomniałam sobie nasz pocałunek. Maxi świetnie całuje. To było coś... magicznego.
-Cześć- powiedziałam
-Cześć- powiedział nieśmiało Maxi... zaraz, zaraz Maxi NIEŚMIAŁO! Musiał się postarać.-To dlaCiebie- rzekł i wręczył mi bukiet kwiatów.
-Są piękne. Dziękuję- na prawde bardzo mi się podobały. Zauważyłam, że nie są to zwykłe kwiaty ze sklepu. To Maxi je zerwał.
-Idziemy?
-Jasne- powiedziałam
Wsiedliśmy do jego samochodu, który o dziwo był czysty. Co ja mówie wyglądał jak nowy! Jechaliśmy już chyba 15 minut. Siedzieliśmy w ciszy. Ja zastanawiałam się co przygotował, a on jak zauważyłam bardzo się stresował.
-Co tam u Rafy?- przerwałam ciszę.
-Trochę smutny. Ma problem z jedną dziewczyną... A u Alex?
-Chyba się zakochała... w Rafie.
-Żartujesz. Rafa tez się zakochał.. W Alex!
-To cudownie!
Później gadaliśmy jak dawniej.
Po 45 minutach jazdy dotarliśmy nad jezioro. Na piaszczystej plaży postawiony był domek. Jak się okazało Maxiego. Dostał na 16 urodziny od dziadków. Na plaży przygotowany był piknik.
Maxi tak bardzo się starał.
-Jak tu pięknie.-Powiedziałam, a Maxi się uśmiechnął.
-Starałem się.
-Zauważyłam.
Usiedliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim. O przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Maxi w pewnej chwili uklęknął, wyciągnął naczyjnik z literą M i powiedział:
-Camilo Torres! Zostaniesz moją dziewczyną?- pięknie się uśmiechnął.
-Wiesz co muszę się jeszcze zastanowić.-oczywiście chciałm go wkręcić.
-Okej...-powiedział cicho załamany.
-Oczywiście, że tak. Tylko sobie żartowałam- krzyknęłam, rzuciłam się na niego (niestety musiałam uważać na ręke) i go pocałowałam.On cały czas mnie całując wbiegł ze mną do jeziora.
Całowaliśmy się jeszcze z pięć minut.
-Kocham Cię- powiedzieliśmy równo.
Maxi
Chyba nie przemyślałem najlepiej kąpieli z MOJĄ DZIEWCZYNĄ. Nie miałaem dla niej żadnych ubrań. W domku miałem jedynie moje T-shirty. Camila ani trochę się nie zdenerwowała. Dałem jej mój zielony T-shirt z napisem LET IT BEE, który sięgał Camili do połowy ud. Jest taka piękna. Chciałem uczcić fakt, że jesteśmy parą więc jeszcze trochę ją całowałem. W domku było tylko jedno podwójne łóżko.
-Jak chcesz, mogę spać na podłodze- powiedziałem.
-Nie, możemy spać w jednym łóżku- ucieszyłem się bo nie miałem ochoty spać na ziemi.
Camila
Rozmawialiśmy do trzeciej w nocy. Na dobranoc pocałowałam go w policzek.
Zasnęłam, ale nagle obudziła mnie burza.
-Maxi, boję się!- powiedziałam.
-Kochanie, jestem przy Tobie. Śpij...
Rano obudziłam się w jego ramionach.

Gratuluję dziewczyny!
Pozwoliłam sobie poprawić błędy ortograficzne...
Dziękuję wszystkim za ponad 5 500 wejść na bloga :***
Jesteście super!
 Następny post ukaże się raczej nie prędko, ten weekend mam totalnie zajęty (ślub kuzynki ♥.♥ i przełożone urodziny braci i kuzyna) no i szkoła ;(

czwartek, 26 września 2013

Miniaturka: "Nie chcę stawać Ci na drodze do szczęścia" cz.2

4 komentarze:
Chłopak usiłował sobie przypomnieć czemu zerwał z Camilą. Jednak na marne. W prawdzie dziewczyna napisała mu,  żeby się o nią nie martwił, ale bał się, że coś jej się stanie, w końcu jest na drugim końcu świata. Oprócz tego miał wyrzuty sumienia- to przez niego jest tam gdzie jest.
W tej chwili przypomniał sobie wszystkie chwile spędzone z dziewczynom, ich pocałunki, spacery, randki. To wszystko było takie magiczne. Zaczął sięgać pamięciom do tego jak się odważył i zaprosił ją na randkę, do pierwszego pocałunku, wszystkich innych magicznych chwil.
Nawet nie zauważył jak Naty weszła do jego pokoju.
-Maxi. Maxi! Żyjesz?
-C-co?
-O czym tak myślałeś?- zapytała dziewczyna.
-Em...
-No powiedz. Mi możesz powiedzieć wszystko- ostatnie zdanie szepnęła mu do ucha. Popatrzyli sobie w oczy i dziewczyna go pocałowała. Chłopak nie czuł tego samego. Była różnica między pocałunkiem z Camilą a z Natalią. Ten pierwszy był taki magiczny, nie z tej Ziemi. A ten drugi... W tym nie było nic niezwykłego, wcześniej Maxi tego nie zauważył, albo po prostu sobie to wyobrażał.
-To o czym myślałeś?- chłopak westchnął.
-Zastanawiałem się czemu Cami wyjechała- skłamał.
-Maxi dla nas wszystkich to jest jedną wielką tajemnicą.
-Tsa, dla nas wszystkich- powiedział cicho chłopak.
-Mówiłeś coś?
-Nie, nic- nastała cisza. Oboje myśleli o Cami i co zrobić, żeby wróciła.
-Wiesz Maxi muszę już iść- powiedziała dziewczyna i pocałowała go w policzek.

*Następnego dnia*
 Chłopak miał dzisiaj niespokojny sen. Nie wiedział co ma myśleć o tym wszystkim co się wokół niego dzieje- wyjazd przyjaciółki, ten list i jego uczucia do Naty.
 Wziął szybki prysznic, ubrał się i zszedł na śniadanie.
-Hej mamo.
-Witaj synku.
-Mamo nie mów do mnie jak do dziecka. Mam 20 lat.
-No właśnie, a propos twojego wieku... Zastanawialiśmy się z ojcem kiedy zamieszkasz sam?
-Mamo, nie wiem. Na razie mam problemy prywatne. Z resztą możemy o tym teraz nie rozmawiać?
-Dobrze, dobrze. Ja muszę iść do pracy. Pa!
-Cześć. U! Ciasteczka!- krzyknął chłopak.
-Najpierw normalnie śniadanie potem ciasteczka- powiedziała mama chłopaka, a po chwili cicho dodała- I jak tu nie traktować go jak dziecka.
-Ej! Słyszałem to!
Chłopak po zjedzeniu niezbyt pożywnego śniadania udał się do domu Alex. Mieszkała kilka ulic dalej.
Po chwili był na miejscu. Zadzwonił dzwonkiem. Otworzyła mu Alejandra.
-O! Maxi! Wchodź!
-Cześć Alex- uśmiechnął się. Poszli do nowoczesnego salonu.
-Co cię do mnie sprowadza?- zapytała.
-No, bo pamiętasz... mówiłaś,że wyjeżdżasz gdzieś z Rafą... i ja się zastanawiałem...- nie wiedział jak to powiedzieć, nie chciał tak wprost. Twarz dziewczyny przybrała poważny wyraz. Westchnęła i powiedziała:
-Tak Maxi, jedziemy do Polski, ale pamiętasz co obiecałeś? Nie możesz jechać z nami.
-Dlaczego?!
-Bo obiecałeś!- prawie krzyknęła.-Z resztą tylko pogorszysz sprawę- dodała już dużo spokojniej.
-Ale Alex! Proszę...
-Eh...- westchnęła.- Dobrze -chłopak od razu się uśmiechnął- ale robię to dlatego, że uważam, że powinniście być razem... Masz szczęście, bo akurat miałam potwierdzać zakup biletów...
-Świetnie, a kiedy lot?
-Za 6 dni.
-6 DNI?!- dziewczyna spojrzała na niego groźnie.-Em... Chyba ktoś mnie woła... Em... To pa!

*Tydzień później*
Był wieczór. Camila siedziała na łóżku. Takich właśnie chwil nie cierpiała, ponieważ wracała myślami do Buenos Aires. Do przyjaciół, do Maxiego. Chciała zamknąć pewien rozdział w swoim życiu i ty rozpocząć nowy, z czystą kartą. Jednak coś... jakaś część mózgu, a może serca, nie chciała o nim zapomnieć, lecz to jest jedyne rozwiązanie. Dziewczynie stanął przed oczami ich pierwszy pocałunek.


 To była magiczna chwila, której nigdy, choćby nie wiadomo jak się starała, nie zapomni.
Znalazła ich wspólne zdjęcie, zrobione dzień po pocałunku.

 

Czuła jak łzy napływają jej do oczu. Tak chciała żeby to wszystko wróciło, żeby się nie rozstali. Ale to nie możliwe. On jest z Naty, a ona nie chce mu stawać na drodze do szczęścia.
Usłyszała jego głos. Wypowiedział jej imię. Chyba ma już jakieś urojenia. Słyszy ten głos jakby naprawdę, Maxi naprawdę to był.
Odwróciła się. A tam stał Maxi we własnej osobie.
-Maxi?! Co ty tutaj robisz?! Miałeś nie przyjeżdżać!- krzyknęła.
-Nie mogłem nie przyjechać.
-A właśnie, że mogłeś! Nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy z Naty.
-Zerwałem z Naty.
-C-co?!- wykrztusiła dziewczyna. "Jak on mógł to zrobić!?" myślała.
-No, tak.
-Maxi?! Jak mogłeś?! Ona pewnie teraz cierpi! A to wszystko przeze mnie i moje chore urojenia!
-Nie masz żadnych urojeń. Po prostu uświadomiłem sobie, że kocham inną osobę- spojrzał jej w oczy.
-Maxi...- dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale chłopak ją pocałował. Oboje czuli motylki w brzuchu i tak właśnie, po długich przemyśleniach autorki ta historia skończyła się happy endem.
Czyli inaczej: żyli długo i szczęśliwie.

Koniec :)

______________
1) Sorry miałam dodać wcześniej, ale brat się uparł, że musimy zagrać w karty.
2) Przypominam o konkursie można wysyłać prace do końca tej doby. Wyniki jutro.
3) Proszę nie podejrzewajcie mnie o talent pisarski, ponieważ takowego nie posiadam ;)

czwartek, 19 września 2013

Miniaturka: "Nie chcę stawać Ci na drodze do szczęścia" cz.1

4 komentarze:
Uwaga!
To jest miniaturka! Nie ma nic wspólnego z opowiadaniem, na tym blogu!
To takie krótkie opowiadanie zupełnie wyrwane z kontekstu!


 Opowiadanie to zaczyna się nie za siedmioma rzekami, nie za siedmioma górami. Tylko w Buenos Aires. Paczka przyjaciół, do której należą: Violetta, Leon, Naty, Maxi, Franceska, Marco, Ludmiła, Lara, Diego, Federico, Tomas i w tej chwili nie obecni Cami, Rafa i Alex, wybierała się na dyskotekę. Bowiem kilka dni temu wszyscy (oczywiście oprócz Rafy i Alex) zakończyli naukę w Studiu On Beat- chcieli to uczcić. Prawie wszyscy są już pełnoletni. 
Violetta i Leon mieszkają razem i są zaręczeni, z resztą już niedługo ich ślub. Fran bardzo dobrze układa się z Marco, mieszkają razem tuż obok Leonetty. Lara jest szczęśliwa z Diego, Ludmiła z Federico, Alex z Rafą, a Naty z Maxim. Cami i Tomas obecnie są wolni. Chłopakowi to nie doskwiera, ponieważ ciągle poznaje nowe dziewczyny, a tak to, jak on to ujął "byłby związany jak na smyczy", ale z Camilą jest inaczej. Otóż ona ciągle kocha Maxiego, wiedzą o tym wszystkie dziewczyny oprócz Natali. Dziewczyna nie chciała psuć ich związku, chciała tylko, żeby byli oboje szczęśliwi. Ale od paru dni nie wytrzymuje już psychicznie- bardzo cierpi.
Tak więc nasza paczka wybiera się na imprezę, we wcześniej wymienionym gronie. Mieli jeszcze wstąpić po Cami.
Wszyscy na ulicy im się przyglądali. No bo jak to wyglądało: duża grupa ludzi ubranych jak na zabawę idzie ulicą i zatrzymuje się przed jednym domem.
Violetta podeszła do drewnianych drzwi, delikatnie zapukała i nie czekając na zaproszenie weszła do środka, a za nią reszta grupy.
Weszli do małego żółtego przedpokoju. Zdobiły go drewniane wieszaki na ubrania i różnorodne obrazy. Był on dosyć krótki. Można było z niego spokojnie spostrzec co się dzieje w biało-zielonym salonie, bądź w jasnoniebieskiej kuchni wyłożonej białymi i kilkoma kolorowymi kafelkami.
Zobaczyli Alex siedzącą na kanapie.
-Hej Alex, gdzie jest Cami? I idziesz z nami na dyskotekę?- zapytała Viola
-Po pierwsze nie, nie idę z wami. Bo znając was i życie pewnie będziecie pijani- odpowiedziała.
-Co? Jak możesz!?- powiedział Leon i udał, że się obraża. A oprócz tego to nie rozumiem, przecież jesteś pełnoletnia...
-Wyobraź sobie, że nie jestem jeszcze pełnoletnia! Jest lipiec, ja będę miała osiemnaste urodziny w listopadzie... Rafa też nie jest pełnoletni.- któryś z chłopaków chciał coś powiedzieć, ale Violetta ich wyprzedziła i nie dała dojść do słowa.
-A Camila?
-Nie ma jej.
-Dobrze, a kiedy wróci?
-Nie wiem... Może za kilka lat, a może nigdy...
-Co?!- wszyscy prawie krzyknęli.
-Nie mówiła wam nic? To wszystko wyjaśnia...
-A nam właśnie niczego nie wyjaśnia!- powiedział zdenerwowany Federico.
-Camila wyjechała i nie wiem kiedy wróci.
-Gdzie wyjechała?- spytali wszyscy razem.
-Nie mogę powiedzieć- zrobili błagalne miny.-Camila mi zabroniła. A właśnie Maxi mogę cię prosić na słówko?
-Dobrze- odeszli w drugi kąt salonu, zostawiając zdezorientowanych przyjaciół z tyłu.
-Mam coś dla ciebie... od Cami- powiedziała Alex i wyciągnęła z kieszeni spodni, małą żółtą kopertę.- Tylko proszę nikomu tego nie pokazuj i niech to zostanie między nami- chłopak przytaknął i wrócił do towarzystwa.
-O co wam chodzi?- zapytała się Fran.
-O nic. Po prostu Cami wyjechała i nie wiadomo kiedy wróci, w sumie nie wiadomo czy w ogóle wróci.
Przyjaciele bez słowa wyszli z mieszkania. Nie wiedzieli co o tym wszystkim myśleć. Jednomyślnie się zgodzili, że z dyskoteki rezygnują. Każdy wrócił do swojego domu i zastanawiał się "Czy coś zrobiłem/am źle?". Wszyscy oprócz Maxiego, który patrzył się intensywnie na kopertę, którą dostał. Zastanawiał się czemu akurat on dostał ten list, a nie na przykład Viola lub Fran. Niepewnie otworzył list.

 Maxi!
Pewnie teraz to czytasz i myślisz czemu wyjechałam. Nie chciałam aby nikt dowiedział się dlaczego tak postąpiłam, ale sądzę, że Ty powinieneś to wiedzieć.
Otóż ja nadal Cię kocham, ale wiem, że jesteś szczęśliwy z Naty. Próbowałam to wytrzymać, ale nie dałam rady. Nie chcę Ci niszczyć związku. Nie chcę Ci stawać na drodze do szczęścia. Więc wyjechałam-żeby nie zniszczyć sobie i Tobie życia.
Jestem teraz w Polsce, pod opiekom dziadków Alex, więc nie martw się o mnie. Chcę tu zacząć nowe życie. Proszę Cie nie przyjeżdżaj do mnie i nikomu nie mów gdzie jestem. Tylko pogorszysz sprawę.
Kochająca Cami
Chłopak nie wiedział co ma o tym myśleć. Z jednej strony chętnie by teraz wszystko rzucił i wykupił najbliższy lot do Polski, ale może Cami ma racje... Tylko pogorszyłby sprawę gdyby przyjechał i on jest szczęśliwy z Naty. Chociaż poczuł niesamowity ból gdy dowiedział się, że jego przyjaciółka wyjechała. Pamiętał te dni gdy byli parą. Gdy spacerowali razem po Buenos Aires. Gdy się przytulali, całowali. To było coś magicznego. Nawet już nie pamięta czemu z nią zerwał.

*Polska, Szczecin*
Rudowłosa dziewczyna siedziała przy oknie w swoim pokoju. Widać było stamtąd piękny widok.



Podziwiała to dzieło natury i człowieka. Nie mogła się napatrzeć. Możliwe, że ten widok nie jest aż taki niesamowity, ale zrobił na niej duże wrażenie. Siedziała tu już jakiś czas, a mogłaby jeszcze dłużej, ale poczuła, że jej ręka staje się mokra. To nie przez deszcz. To pies dziadków Alex przyszedł do nie by się popieścić.

 -No co piesku?- zapytała. Ten zaczął ją szturchać łapką, a następnie mordką.
-Już dobrze- powiedziała śmiejąc się i zaczęła go głaskać po głowie. Pies od razu przewrócił się na plecy i chciał żeby dziewczyna zaczęła go głaskać po brzuchu. Tak też zrobiła.
-Camilo, możesz tu przyjść?- zawołała cicho starsza pani. Była bardzo miłą osobą, zapewne jak większość babć. Małym problemem było tylko to, że ani ona ani dziadek Alex nie znali innego języka poza polskim. Co prawda kuzynka nauczyła Camilę mówić po Polsku, ale tylko tak żeby się jakoś dogadać. Mimo to jednak jakoś się wszyscy rozumieli.
-Dobrze- odpowiedziała. Zeszła po schodach do kuchni, w której pichciła coś starsza pani.-Tak?
-Camilo czy chciałabyś zjeść na obiad żurek?- powiedziała gestykulując (żeby się zrozumiały)
-Ja nie jeść tego nigdy jeszcze- tak jak było powiedziane Cami nie za bardzo umie polski. -Ale móc zjeść.
-Dobrze- odpowiedziała staruszka i posłała jej promienny uśmiech. Dziewczyna wróciła na górę, a tam czekał na nią piesek, z miną "Pogłaszcz mnie, proszę"


-No dobrze- powiedziała i zaczęła się bawić z psem.

Ciąg dalszy nastąpi...
To be continued...

środa, 18 września 2013

3 miesiące bloga! :)

6 komentarzy:
Możecie wierzyć lub nie, ale dokładnie 3 miesiące temu, czyli 18. czerwca napisałam pierwszy post na blogu! :) 
Podam statystyki z tych 3 miesięcy (w niektórych będzie tak mniej więcej):
Łączna ilość wyświetleń: 4842
Łączna ilość komentarzy: 106
Obserwatorów bloga jest: 7
Najczęściej czytany post: Rozdział XV / 15 (nie mam zielonego pojęcia, czemu akurat ten rozdział, no, ale cóż...)
Najwięcej osób używało przeglądarki: Mobile Safari
Najwięcej wyświetleń jest z kraju: Polska- 4446

Również z tego tytułu przeczytałam sobie wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że... nie mam zielonego pojęcia co wy w nim widzicie wspaniałego, albo ponad przeciętnego. W każdym razie gdy czytałam rozdziały, nie obyło się też bez przeczytania komentarzy.
Wobec tego bardzo dziękuję korneli80, ponieważ tylko ona wytrwała praktycznie od początku mojego opowiadania, aż do teraz  i oprócz tego nie za bardzo lubi Caxi, wiec podwójne gratulacje :**
Ale również dziękuję innym osobom:
-Justynie i Weronice, z którymi fajnie mi się rozmawia na GG i które zawsze mi pomagały jak nie miałam weny,
- Karolinie Howard, która mnie nominowała do VBA i LBA i z którą ostatnio straciłam kontakt :(
-Julce, której co prawda ostatnio nie widzę, ale wierzę, że to czyta :)

 

Teraz inna sprawa, dotycząca komentarzy. Rozumiem, że nie wszystkim chce się komentować (też tak czasami mam) no, ale trzeba zwalczać lenistwo- chodzi mi tu o osoby, które dodały komentarz na blogu 1, góra 2 razy (oczywiście o te, które dodały komentarz, np. w prologu, a potem już nie).
Co się stało z Loląą i Monią14 które skomentowały tylko prolog  ? :(
Co się stało z Suzanne Chesse, która dodała komentarz tylko w poście " :c " ?
Co się stało z Karoliną Susczewicz i Violettą Castillo, które też dodały tylko jeden komentarz?


(Za wszelkie błędy przepraszam)
















niedziela, 15 września 2013

Rozdział XVII / 17 + konkurs

6 komentarzy:
*Cami*
Nic się nie dzieje! Czemu nic się nie dzieje?! Zaczęłam jeszcze mocniej płakać.
-Maxi! Maxi! Obudź się! Proszę! Nie możesz umrzeć! Otwórz oczy! Powiedz, że to tylko jakiś głupi żart!- z każdym zdaniem płakałam coraz mocniej, jednak ciągle nic się nie działo. Nie zważając na nic wybiegłam z sali. Udało mi się zauważyć, że wszyscy się na mnie patrzą. Chciałam się zatrzymać, ale nie mogłam coś mi kazało pobiec do parku, więc tak też zrobiłam. Czułam się taka bezsilna, nie chciałam myśleć, że mogę stracić Maxiego na zawsze, że nie zobaczę już jego uśmiechu, oczu i czapki- chciałam mu jakoś pomóc. Ale nie mogę nic zrobić. Byłam już prawie w parku, gdy na kogoś wpadłam.
-Przepraszam- wymamrotałam.
-Nic nie szkodzi- usłyszałam znajomy głos.
-Rafa?!
-Cami!
-Co ty tu robisz?
-Nie umiałem usiedzieć w szpitalu.
-To ty byłeś w szpitalu?!
-Tak, jak ty byłaś u Maxiego- po moich policzkach zaczęły spływać łzy, znowu.-Nie płacz Cami, wszystko będzie dobrze- powiedział i mnie przytulił.
-Dzięki, ale to nie pomogło- powiedziałam. Chodziliśmy razem po parku, nic nie mówiliśmy. Nagle ktoś na nas wpadł.
-Przepraszam- powiedziała.
-Alex!
-Cami!? Dzięki Bogu! W końcu cie znalazłam! Rodzice by mnie ukatrupili gdybym wróciła bez ciebie.
-Co?! Powiedz wszystko po kolei.
-Ok. Więc jak wybiegłaś twoi rodzice i moi myśleli, że po jakimś czasie wrócisz, ale ty nie wracałaś, wiec kazali mi cie poszukać. Szukałam cię przez jakieś pół godziny, już miałam wracać, ale na szczęście na ciebie wpadłam- powiedziała na jednym wdechu. -I kazali nam wracać do domu.
-Ale...
-Cami nie ma żadnego, ale! Jest 23, a poza tym rodzice mnie zabiją jak nie wrócimy do domu przed nimi.
-Dobrze, ale daj mi jeszcze kilka minut.

*Alex*
- No dobrze- niechętnie się zgodziłam. -Rafał możemy porozmawiać?
-Pewnie- poszliśmy na bok.
-Słuchaj, bo ja... Ja chyba wolę żebyśmy zostali przyjaciółmi...
- Wiesz, też właśnie tak myślałem...
-Czyli jesteśmy przyjaciółmi? -przytaknął. -I udajemy, że nic się nie stało- powiedziałam. Podeszłam do Camili. 
-Twój czas się skończył. Idziemy do domu.

Następnego dnia
*Cami*  
Miałam bardzo niespokojny sen. Za każdym razem gdy zamykałam oczy widziałam ten samochód, który potrącił Maxiego i również całą tą scenę.
Mimo tego co się wczoraj wydarzyło, niechętnie zwlekłam się z łóżka. Popatrzyłam na zegarek. Już 11:30! Szybko się ubrałam. Trudno, mam jeszcze nogi w bandażach, ale to były pierwsze lepsze buty, które pasowały mi mniej więcej do stroju. Wzięłam jabłko i pobiegłam do szpitala. Weszłam do sali w której leżał Maxi. Nie było go tam, ale była jakaś pielęgniarka.
-Przepraszam. Gdzie jest chłopak, który tu leżał?- spytałam.
-Przykro mi, ale nie wiem. Przed chwilą tu przyszłam. Niech panienka pójdzie na recepcje, tam powinna panienka się wszystkiego dowiedzieć- poleciałam na recepcję. Niestety była kolejka. Czas niesamowicie mi się dłużył. Po jakimś czasie przyszła moja kolej.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, chciałam się dowiedzieć co się stało z Maxim Ponte?
-A pani jest?
-Em... Jego kuzynką- skłamałam.
-A, to... Moment...- recepcjonistka zaczęła coś szukać w komputerze. -Odszedł od nas.
-Proszę?- nie wiedziałam co mam przez to rozumieć.
-NASTĘPNY!
Wyszłam ze szpitala i skierowałam się w stronę lasu. Chciałam pójść na "naszą polanę". To taka polana na której zawsze z Maxim, Fran i Alex lubiliśmy się bawić. Rosną na niej najróżniejsze kwiaty, ale głównie maki. Na samym środku stoi ogromny dąb, po którym można się łatwo wspinać. Po kilku minutach byłam na miejscu. Z moją ręką w gipsie próbowałam się wspiąć na drzewo. Na marne. Usiadłam więc pod nim. Próbowałam pozbierać moje myśli, ale nie mogłam. Nie da się myśleć POD tym drzewem, trzeba NA. Próbowałam na nie wejść jeszcze kilka razy, na marne. Ale się nie poddam. Camila Torres się nie poddaje! Ok... Raz, dwa, trzy i chop! Weszłam! Ale nie na długo. Zachwiałam się i zaczęłam spadać. Byłam gotowa na zderzenie z ziemią, ale nagle ktoś mnie złapał. Usłyszałam TEN melodyjny głos.
-Cami nic ci nie jest? 
-Maxi?- spytałam, chociaż wiedziałam, że to on. Delikatnie postawił mnie na ziemi. W takiej chwili każda normalna dziewczyna podziękowała by mu i rzuciła się w ramiona, ale ja nie jestem normalna- dałam mu z liścia i zaczęłam krzyczeć.
-Jak mogłeś napędzić mi tyle strachu! Myślałam, że jesteś już na tyle dorosły, że umiesz przechodzić przez ulicę! Tak, zgadza się widziałam to!- już chciałam krzyczeć dalej, ale on mnie uciszył pocałunkiem.


-A to za co?- mówiłam już dużo spokojniej.- Przecież walnęłam cię z liścia.
-Tak wiem i nie ukrywam, że mnie to bolało- zaśmiał się.- Ale słyszałem wszystko co do mnie mówiłaś i chciałem ci podziękować. A oprócz tego chciałem żebyś przestała na mnie krzyczeć- znowu się zaśmiał.
-Ty się tak nie śmiej! Nawet nie wiesz ile się przez ciebie wycierpiałam. Musisz zrobić coś naprawdę wielkiego żebym ci wybaczyła- powiedziałam i udałam, że się obrażam. Chciałam wejść na drzewo, tym razem mi się udało, nawet się nie zachwiałam. Oparłam się o gałąź i czekałam na jego reakcję. Chłopak szybko wspiął się na dąb i był tuż obok mnie.
-A co powiesz na randkę?- nic nie powiedziałam tylko teraz ja go pocałowałam.

_______________________________
Tadam!
Końcówka trochę przesłodzona, no, ale cóż :P
Piszcie szczere opinie w komentarzach ;)

A teraz czas na
KONKURS!

Będzie on polegał na napisaniu rozdziału. Chodzi o to żeby jak najlepiej opisać randkę Caxi (ja raczej nie jestem dobra w te klocki). Puśćcie wodzę fantazji (tylko bez przesady)!
Rzeczy o których musicie pamiętać:
1. Cami ma złamaną rękę.
2. Oni mają po 17 lat, więc bez... chyba wiecie o co mi chodzi ^-^
3. Nie wolno nikogo zabijać itp.

Nie wiem ile dać wam czasu na napisanie tego... No dobra 1,5 tygodnia, bo pewnie będziecie musieli wpaść na jakiś pomysł + szkoła ;( 
Czyli od dzisiaj do 26 września- do tego czasu nie będą się ukazywać rozdziały, ewentualnie miniaturki, czyli krótkie opowiadanie, zupełnie oderwane od historii, którą piszę.

Również nie wiem jakie będą nagrody... Napiszę jak na razie uważam, jakbyście mieli jakiś pomysł piszcie w komentarzach.

1. miejsce
Będę polecać wybranego bloga przez 2 tygodnie lub jeśli zwycięzca nie ma bloga to stronę internetową, np. koleżanki,
Zrobię (czyt. spróbuję zrobić) kolaż z ulubioną parą z Violetty,

2. miejsce
Będę polecać wybranego bloga przez tydzień lub jeśli zwycięzca nie ma bloga to stronę internetową, np. koleżanki,
Zrobię (czyt. spróbuję zrobić) kolaż z ulubioną parą z Violetty

3. miejsce
 Będę polecać wybranego bloga przez 3-4 dni lub jeśli zwycięzca nie ma bloga to stronę internetową, np. koleżanki,
 Zrobię (czyt. spróbuję zrobić) kolaż z ulubioną postacią z Violetty

Myślę, że to wam będzie pasować :)

Prace przysyłajcie na mój e-mail alex.8.portal@gmail.com

PS: Trzymam za słowo Weronikę, Justynę i Anonima ;)
PS2: Dziękuję za ponad 4 000 wejść :D
PS3: Dziękuję za 99 komentarzy



środa, 11 września 2013

Rozdział XVI / 16 + sprawy organizacyjne

6 komentarzy:
 *Alex*
-O... To jest... - popatrzyłyśmy na ciocię z zaciekawieniem. -To jest stare zdjęcie, zrobione w grudniu 1999 roku, gdy ty Camilo i ty Francesco miałyście wtedy prawie trzy lata, a ty Alejandro miałaś prawie rok.
-Mamo! Bardziej nas interesuje KTO jest na zdjęciu, a nie KIEDY to zdjęcie było zrobione- powiedziała lekko zdenerwowana Cami, a my przytaknęłyśmy.
-No dobrze, więc tu po prawej leży Alex, na środku Cami, a z boku...
- To Fran?- spytałam.
 -Nie... chyba, nie... Nie! To jest Maxi.
-MAXI!?- spytałyśmy zdziwione.
-Tak. Co w tym dziwnego, przecież znacie się od małego. Nie opowiadałam wam tego? 
-Nie.
-To opowiem wam innym razem. W każdym razie Fran ty też tam byłaś, ale za żadne skarby nie chciałaś żebyśmy ci zrobili zdjęcie- powiedziała ciocia i się zaśmiała.
        -A co to jest to tutaj?- zapytała się Fran i pokazała na coś białego.
-Tego akurat nie wiem...
-Mogę zobaczyć- spytałam i wystawiłam rękę. Na początku nie mogłam rozpoznać co to jest, ale po chwili już wiedziałam i wybuchłam śmiechem. Śmiałam się tak, że chciałam się położyć, ale za mną była ściana w skutek czego się w nią uderzyłam. 
- No co to jest?
-To... to jest... Fran.
-Naprawdę?! 
-T... Tak, od... od tyłu- mówiłam przez śmiech. Wszystkie trzy panie, spojrzały na zdjęcie. Cami i jej mama lekko się zaśmiały, a Fran zrobiła obrażoną minę.
-Nie rozumiem z czego się śmiejecie... Jestem urocza od tyłu- powiedziała obrażona, przez co ja i moja kuzynka zaczęłyśmy się śmiać. Tak, Camila pierwszy raz od około półtora godziny zaczęła się śmiać. Następną godzinę spędziłyśmy na wspominaniu miłych chwili, ale jednak większość tych miłych chwili wiązała się z Maxim. Mimo to Cami sprawiała wrażenie jakby dzisiaj nic się nie stało. Była cała rozpromieniona, a gdy zobaczyła bukiet kwiatów zapewne od Maxiego jeszcze bardziej się rozpromieniła. Ciocia zaparzyłam nam herbaty i usiadłyśmy na tarasie obserwując przejeżdżające auta i przechodzących przechodniów. Nagle zobaczyłam jak ktoś przebiega przez ulicę, a w następnej chwili potrąca go samochód. Dziewczyny chyba też to zauważyły, bo Cami upuściła swój, już pusty kubek na ziemię, a Fran wyjęła telefon i wykręciła numer 112.

Jakiś czas temu
    *Maxi*
   Ciągle siedzę na tej ławce, ale nadal nie wiem czemu Cami jest na mnie zła. Zazwyczaj taki czas spędzony w parku służył mojemu myśleniu, ale nie tym razem- miałem pustkę w głowie. Nawet nie zauważyłem jak Naty i Broudwey do mnie podeszli.
-Hej, Maxi! Maxi!
-C-co?!- powiedziałem wyrywając się z moich zamyśleń.
-Chcieliśmy cię przeprosić- powiedziała dziewczyna.
-Za co?
-To nasza wina- powiedział tym razem chłopak.
-Ale co?
-No to.
-Co?!- zaczęli mnie powoli denerwować.
-To, że Cami, no, że ona, tak się zachowała...- odpowiedziała cicho Naty.
-To wszystko wyjaśnia...- powiedziałem bardziej do siebie.
-Ale Maxi ja bardzo przepraszam, że cie wtedy pocałowałam, ale byłam zazdrosna i jeżeli chcesz pomogę ci odzyskać Cami.
- Dzięki- uśmiechnąłem się. -Już wiem jak mogę odzyskać Cami. Przepraszam, ale muszę iść- powiedziałem i pobiegłem do domu. Wziąłem potrzebne rzeczy i poszedłem do domu Cami. Było już późno. Nie patrząc na jezdnię przeszedłem przez ulicę. To był wielki błąd. Zobaczyłem światła samochodu a później już nic.

*Cami*
  Podbiegłyśmy do miejsca wypadku, a gdy zobaczyłam kto miał wypadek o mało nie zemdlałam- Maxi. Czułam jak łzy zlatują po moich policzkach, jakbym była fontanną, znowu. Spojrzałam na moje towarzyszki też wyglądały jak ludzkie fontanny, trochę mniejsze, ale fontanny. Szybko wróciłyśmy do domu i poprosiłyśmy moją mamę, żeby nas zawiozła do szpitala.
-Ale czemu?- pytała się.
-Powiemy ci w samochodzie! Szybko chodź!
W aucie pokrótce opowiedziałam mamie co się stało, od razu zrozumiała moje zachowanie. Po pięciu minutach byłyśmy w szpitalu, bez problemu znalazłyśmy salę w której był Maxi. Teraz pozostało nam tylko czekać. Po jakimś czasie zjawili się rodzice Maxiego. Czekaliśmy na lekarza.  Wydawało mi się, że czekaliśmy na niego wieki, ale tak naprawdę to tylko dziesięć minut. Doktor wyszedł z sali automatycznie wszyscy do niego podeszliśmy.
-Co z nim?
- Pacjent nie odniósł poważniejszych obrażeń, ma tylko skręconą rękę, zadrapania i siniaki miał na prawdę dużo szczęścia- wszyscy się ucieszyliśmy.- Lecz czym by było życie gdyby nie stało się coś złego? Otóż pacjent jest w śpiączce i z każdej chwili jego chęć do życia maleje. Może wiedzą państwo czy coś ważnego ostatnio stracił? Jeśli państwo wiedzą co to lub kto ot mógłby być niech państwo do niego wchodzą, ale pojedynczo- oznajmił lekarz i odszedł.
-Wiecie co on mógłby stracić?- zapytała nas przez łzy mama Maxiego. Każdy po kolei powiedział "Nie wiem." Gdy przyszłą kolej na Fran, ona tylko popatrzyła wymownie na Alex, natomiast one obie popatrzyły na mnie.
-Nie, nie, nie, nie! To niemożliwe!- powiedziałam. Teraz już wszyscy się na mnie patrzyli.
-Cami, proszę cię, on może umrzeć- powiedziała mama Maxiego i na dobre się rozpłakała, ja z resztą też. Nic nie mówiąc weszłam do jego sali. Usiadłam przy nim i zaczęłam mówić:
-Maxi wiem, że mnie słyszysz, więc mnie posłuchaj. Wiem, że źle cie potraktowałam, ale ty też zawiniłeś. Wiem, że też przez to nie układało się między nami najlepiej, przez te dwie godziny, no, ale cóż. Maxi ja cię kocham. Teraz powinieneś się obudzić tak jak w filmach- powiedziałam i się rozpłakałam. Mam pomysł, to jest już ostatnia nadzieja. Pocałowałam go.
.....

________________________________________
  Czy Maxi się obudzi?
Czy może jego stan się pogorszy?
Odpowiedź w następnym rozdziale :)
Teraz sprawy organizacyjne. Więc jestem teraz w 6 klasie i czeka mnie dużo pracy. To znaczy, że rozdziały nie będą się ukazywać regularnie, będę pisać kiedy będę miała wenę i czas. Więc proszę nie zadawajcie pytań typu "Kiedy next?" bo nie wiem. Może w weekend, może jutro, a może za tydzień- nie wiem. Skoro już jestem przy komentarzach, to proszę jeżeli przeczytałaś/eś rozdział skomentuj to daje motywacje. I nie chodzi mi o takie komentarze "Super <3 Kiedy next?" tylko jakieś dłuższe, ze szczerymi opiniami.
I jeszcze jedno, czy jakbym zorganizowała konkurs na napisanie rozdziału to ktoś by się zgłosił? I tu znowu wracam do komentarzy nie piszcie czegoś, że zrobię konkurs, bo jestem beznadziejna i nie mam pomysłów. Robię to po prostu, żeby urozmaicić tego bloga ;) 

Przeczytałeś/aś = skomentuj = motywacja :)
 

  
  

 
 
 
  

piątek, 6 września 2013

Rozdział XV / 15

4 komentarze:
*Maxi*
Nie rozumiem czemu Cami się tak zachowywała... Ciekawi mnie co tym razem sknociłem. Mimo wszystko posłusznie wyszedłem z pokoju.
-Ciebie też "wyprosiła"?- zapytała się od razu Alex.
-Tak...
-A co powiedziała?
-Że mam wyjść- powiedziałem smutny.
-Nic więcej- dopytywały się.
-Coś jeszcze powiedziała, ale nie usłyszałem co... - nastała cisza, było słychać tylko cichy szloch Cami. Za każdym razem gdy go usłyszałem, czułem, że coś we mnie pęka. Ona cierpi, cierpi przeze mnie. Całą siłą woli starałem się nie rozpłakać jak małe dziecko, które straciło lizaka. Po jakimś czasie moja siła woli osłabła i pojedyncze łzy zaczęły mi spływać po policzkach. W pierwszym momencie chciałem ukryć to przed dziewczynami, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu. Chyba Alex zauważyła moje łzy, bo przez chwilę zastygła w bezruchu, a chwilę potem powiedziała coś po polsku:
-A mówi się, że chłopaki nie płaczą...
Fran była jakaś oderwana od rzeczywistości- ciągle patrzyła się w okno. Po chwili, Alejandra nie wytrzymała tego co się stało.
-Nie no, ja tak nie mogę! Musi być jakieś tego sensowne wytłumaczenie ! Przecież wam obojgu tak bardzo zależało na tej randce!- nic nie powiedziałem, a ją chyba to jeszcze bardziej zdenerwowało. -Ja tam idę to wyjaśnić!
-Ja też!- myślałem, że zawału dostanę jak to usłyszałem- Fran nagle się "obudziła". Dziewczyny weszły do pokoju, ale po chwili z niego wyszły. Pierwsze co usłyszałem od Alex to:
-Cham, bezczel, prostak!
-Właśnie- dodała Fran.
-Fran ty wiesz co ona powiedziała?!
-Nie, ale wiem, że to nie było nic miłego!
-Właśnie- tym razem powiedziała to Alex.
-No dobra. Powiecie mi co zrobiłem?!
-Ty masz czelność się jeszcze nas pytać co zrobiłeś?! Idź do domu i sobie przypomnij!
-Ale...
-WYJDŹ!- i znowu posłusznie wyszedłem, lecz zanim to zrobiłem włożyłem kwiaty, które przyniosłem Cami do wazonu, ale tak, żeby dziewczyny tego nie zauważyły i szybko napisałem krótki liścik.
Poszedłem do parku. Często tam chodziłem jak chciałem coś przemyśleć. Po pewnym czasie doszedłem do ławki, którą mogłem już nazwać swoją. Mam wrażenie, że przychodzę tu co tydzień. No wiec usiadłem na ławce i zacząłem swoje przemyślenia. Nie miałem pojęcia czemu Cami mnie tak potraktowała i czemu to aż tak boli, bo nie oszukujmy się często dziewczyny dawały mi kosza, ale nigdy to tak nie bolało. Rozmyślałem podobnie przez następną godzinę.

*Naty*
Źle się czuję z tym co zrobiłam. Postanowiłam spotkać się z Broudwey'em, to znaczy on do mnie zadzwonił i poprosił żebyśmy się spotkali. Czekałam na niego na skwerze przy parku. Zjawił się punktualnie.
-Hej Naty.
-Hej- uśmiechnęłam się.- To o czym chciałeś porozmawiać?
-Bo ja tak nie mogę.
-Co to znaczy?- nie rozumiałam.
-Źle się czuję z tym, że przez nas Camila i Maxi teraz cierpią... Ja tak nie mogę. Nie jestem taki. Nie lubię krzywdzić ludzi.
-Chcesz się poddać?! Teraz, jak już nasz plan zaczął działać- sama nie wiedziałam co mówię.
-Nie mów, że nie obchodzi cię co inni czują!
-Masz rację- powiedziałam zrezygnowana.- Też się źle czuję, z tym co zrobiłam.

*Fran*
 Cami ciągle siedzi w pokoju i płacze. Minęła już przynajmniej godzina! A ona wciąż płacze. Już nie wiem co mamy robić. Próbowałam z Alex wszystkiego, ale ona ciągle płacze. Teraz siedzimy sobie na kanapie i mamy burzę mózgów, ale do tej pory nic nie wymyśliłyśmy, nawet chyba obie trochę podsypiamy... Piękna, zielona łąka, wszędzie latają kolorowe motyle i owady. Wszystko pięknie razem wygląda... Yh, Cami ciągle płacze co by tu zrobić... Ta łąka, ta piękna łąka, a na środku jest tańczący banan. Tańczy bugi-bugi i świetnie mu to wychodzi... Nie! Cami, tak Cami ona nas potrzebuje... 

*Alex*
Fran zasnęła. Nie wiem czemu przecież jest dopiero 17:30, ale muszę przyznać, że ja też jestem śpiąca...
Skaczę sobie po obłokach. To na różowym, to na pomarańczowym, albo na niebieskim. Nagle widzę fioletowego hipopotama pod prysznicem. Jaki słodziak ♥... Nagle... BUM! Budzi mnie głośny dzwonek do drzwi. Fran momentalnie stanęła na nogach i podeszła do drzwi. Skąd ona bierze tyle siły? 
-Dziewczynki czemu zamknęłyście dom?
-Y... -Fran nie wiedziała co powiedzieć.  
-To takie przyzwyczajenie -powiedziałam.
-Dobrze, a gdzie jest Camila?
-Ona, ona ma, ma pewien problem- nie wiedziałam co powiedzieć.
-No to chodźmy jej pomóc- poszłyśmy wszyscy na górę. Bogu dzięki w czasie gdy my spałyśmy Cami nie zrobiła nic głupiego. Tylko leżała na łóżku i ciągle szlochała. Ciocia usiadła przy niej i zaczęła gładzić ją po głowie.
-Camciu, co się stało?
-Mamo proszę nie mów tak do mnie.
-No dobrze, ale co się stało?
-No bo, no bo- znowu się rozpłakała. Teraz spojrzała na nas. Wszystko po kolei opowiedziałyśmy, a Cami coraz bardziej płakała. 
- To może pooglądamy zdjęcia?- Camila nie była przekonana.- Powrócą dobre wspomnienia, trochę się rozweselisz.
-No dobrze- ciocia podeszła do półki z książkami i wyciągnęła jeden z albumów. Jakieś zdjęcie spadło na ziemię. Szybko je podniosłam.
-Aw... Kto to?- zapytałam. Podałam Cami zdjęcie.
-Nie wiem - ona podała zdjęcia swojej mamie.
-O... To...

________________________
  Kto jest na zdjęciu?
 Rozdział nudny i nic się nie dzieje.
A jak tam w męczarni (szkole)?
U mnie JAK NA RAZIE dobrze :)  

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 14 / XIV cz.3

4 komentarze:
 *Maxi*
Jest już noc, to wszystko jest jakieś pokręcone. Jakim cudem trafiłem do filmu?! Nie mogę spać, coś mi mówi, że jeżeli zasnę coś będzie nie tak. Czuwałem pod drzwiami Camili. Nagle usłyszałem dziwny szelest, który wcześniej nie był słyszalny. Postanowiłem cicho wejść do pokoju Cami. Na razie nie widzę nic niepokojącego, ale wyczuwam, że coś tu jest. Tak dobrze słyszeliście! WYCZUŁEM!W końcu jestem JEDI! Nagle zobaczyłem jakiegoś robaka-robota . Szybko włączyłem mój miecz, ale zanim to się stało ten robot znalazł się na Camili. Bałem się zaatakować to coś, bo mogłem skrzywdzić dziewczynę, ale wydawało mi się, że ten robak zamierza ją ukąsić. Nie zastanawiałem się dłużej, szybko przeskoczyłem nad jej łóżkiem, w tym samym czasie przecinając "zwierze" na pół. Łał! Normalnie to bym zabił Cami, robaka i przy okazji siebie. Już chciałem wyjść z pomieszczenia, ale w ostatniej chwili zauważyłem jeszcze jeden ten, ten... No wiecie o co chodzi. Po chwili Rafa wbiegł do pokoju chyba coś zauważył za oknem, bo wyskoczył przez nie. Okno było zamknięte. Tak on rozbił szybę i nie ma najmniejszego zadrapania. (jeżeli chcecie znać szczegóły tej akcji zajrzyjcie tu zaczyna się od 13:18)

*Cami*
  Minął już jakiś tydzień, a my wciąż tkwimy w tym filmie. Czuję się coraz gorzej, bo jestem jakąś ważną senatorką i ktoś próbuje mnie zabić... Jestem przerażona!!! Dzisiaj wyjeżdżam z Maxim na moją rodzinną planetę Naboo. Lecz nagle zobaczyłam ciemność i tylko urywki filmu. Widziałam jak ja i Maxi jemy razem kolację, jak jesteśmy na łące, jak płyniemy łódką, jak się całujemy, to ostatnie nawet kilka razy. Teraz przez cały czas widzę jak się całujemy, chciałabym żeby to się sprawdziło. Usłyszałam moje imię, ciągle się powtarzało. Na początku głos mówił spokojnie, lecz za każdym razem coraz głośniej, aż w końcu krzyczał. Nagle to wszystko zniknęło a ja zobaczyłam Alex, pochylającą się nade mną.
-Cami?
-Co? Gdzie jesteśmy? I na jakiej planecie?
-Cami, dobrze się czujesz?
-Tak, ale odpowiedz mi na te pytania.
-Okey, jesteśmy w Buenos Aires, na Ziemi- odetchnęłam z ulgą.- A czemu pytasz?
-Bo miałam pokręcony sen, ale nie ważne kiedy indziej ci opowiem... A właściwie czemu mnie obudziłaś?- czemu mnie tak wcześnie obudziła, miałam taki piękny sen...
-Bo jest już dwunasta, a o ile się nie mylę ty masz dzisiaj randkę z Maxim.
-Co!?- nie mogłam uwierzyć.- Już jest dwunasta!? Muszę się przyszykować!
-A na którą cie zaprosił?- no tak nie powiedziałam jej, chociaż ona była wtedy z nim to powinna wiedzieć.
-To ty nie wiesz?
-Nie, w czasie gdy to mówił byłam zajęta szukaniem poduszki...- zaczęłam się śmiać.- To o której?
-O czwartej- ona zrobiła zdziwioną minę.
-I ty chcesz już zacząć się przygotowywać?!
-Tak... No nie ważne choć mi pomóż!  

W tym samym czasie
*Rafa*
Obudzić go, czy nie... Obudzić!
-Maxi!- powiedziałem i go lekko trąciłem. Nie działało.- Maxi! Maxi!- mówiłem coraz głośnie i coraz mocniej go trącałem. Aż w końcu tak go trąciłem, że spadł z łóżka.
-Co? Gdzie ? Jak?
-Nic, nic.
-Który mamy rok? Ile możemy odwiedzić planet?
-CO?! Maxi dobrze się czujesz?
-Tak, ale odpowiedz na pytania.
-Dobrze...- nie wiedziałem o co mu chodzi.- Mamy 2013 i nie możemy odwiedzić żadnych planet... A czemu pytasz?
-Miałem taki pokręcony sen o Gwiezdnych Wojnach... Opowiem ci kiedy indziej- dodał szybko, wiedział co chciałem powiedzieć.- A właściwie czemu mnie obudziłeś?
-Bo jest dwunasta, a ty masz dzisiaj randkę z Cami i chyba musisz coś jeszcze załatwić.
-CO!? Już dwunasta?! Sorry, muszę lecieć- powiedział i wyleciał z pokoju... Mam nadzieję, że do łazienki, a nie na ulicę... No nie ważne. Muszę zadzwonić do Alex. Okej, będzie dobrze. Wdech, wydech, dzwonię.

*Alex*
Właśnie zrobiłam sobie przerwę w przygotowywaniu Cami na randkę. Wyszłam na pobliski stragan by kupić sobie świeżo wyciskany sok jabłkowy. Pycha. Wracam właśnie do domu, gdy nagle zadzwonił mi telefon.
J:Halo?
R:-Hej Ola.
J:-Cześć Rafał. Co tam u ciebie?
R:-Wszystko dobrze, chociaż Maxim jest coś nie tak. Strasznie świruje.
J:-Yh...- westchnęłam.- Znam to. Mam to samo z Camilą. Koszmar. Udało mi się na chwilę wyrwać.      
R: No nieźle... Jak tak dalej pójdzie wylądujemy w psychiatryku- zaśmiał sie.
J: No...
R: Słuchaj mam do ciebie pytanie...
J: Mów śmiało.
R: Czy chciałabyś pójść ze mną... na... randkę?- momentalnie wyplułam sok, który miałam w buzi i oplułam nim przechodnia... Nie, zaraz to mój brat. A to spoko!- Dobra, nie musisz nic mówić.
J: Nie... Nie! Chętnie się z tobą umówię.     
R: To super! Spotkajmy się jutro, o 16, ok?
J: Spoko.
  Łał, nie spodziewałam się tego. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że on mi się podoba. A najśmieszniejszy jest fakt, że mój brat ciągle stoi przede mną cały soku.
-OLA!!!
-Tak słucham, kochany braciszku- powiedziałam przesłodzonym tonem.
-Ty... Ja... Yh...- tylko to powiedział i sobie poszedł.

15:50
*Maxi*
Już mam wszystko przygotowane na randkę z Cami. Właśnie do niej idę, właśnie wchodzę jeszcze do kwiaciarni. Zdałem się na klasykę- kupiłem bukiet czerwonych róż. Gdy wychodziłem z kwiaciarni. Podeszła do mnie Naty.

*Naty*
Właśnie wcielam mój plan w życie. Podeszłam do Maxiego i powiedziałam słodkim głosem.
-Hej Maxi. Ten bukiet to dla mnie? Nie trzeba było- on już chciał odpowiedzieć, że to bukiet dla Camili, ale go pocałowałam. Według mojego planu teraz Broudwey robi zdjęcie komórką i wysyła je do Cami. Maxi był chyba oszołomiony tym co zrobiłam ponieważ dopiero po chwili mnie odepchnął.
- Naty! Co ty wyprawiasz!- powiedział i sobie poszedł.

*Cami*
-I jak wyglądam?- zapytałam. Byłam już przyszykowana. Alex i Fran pomogły mi się przygotować.
-Wyglądasz prześlicznie!- powiedziała od razu Fran.
-Świetnie! Tylko ta złamana ręka i nogi w bandażach trochę psują efekt, ale tak poza tym jest świetnie.
  -Dzięki- powiedziałam i spojrzałam do lustra. Moim skromnym zdaniem wyglądałam ładnie. Poczułam w mojej torebce wibracje. Wyjęłam telefon, dostałam sms-a.
-Od kogo to?- zapytały dziewczyny.
-Numer nieznany- mimo to otworzyłam sms-a. To co tam zobaczyłam bardzo zabolało.
-Dziewczyny wyjdźcie.
-Ale co się stało...- przerwałam im.
-WYJDŹCIE!- krzyknęłam, czułam jak łzy zlatują mi po policzkach. Zostałam sama. Zaczęłam płakać, cały mój makijaż się zepsuł i pewnie wyglądam teraz jak zombie. Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Maxi. Po chwili chłopak wszedł do mojego pokoju.
-Cześć Cami...- zaczął.
-Wyjdź.
-Ale Cami...
- Wyjdź! 
-Ale co z naszą...
-Nie ma jej! WYJDŹ! Idź do swojej Naty! - chłopak wyszedł a ja rozpłakałam się na dobre.



______________________________________
Tadam! Nie będę tutaj prawi nic pisać, bo muszę iść spać - szkoła -.-
Ale nie zabijajcie mnie za to, ze nie ma randki Caxi, mimo tego, że muszę iść do szkoły ja mam marzenia, które chce zrealizować... ;(