poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 14 / XIV cz.3

 *Maxi*
Jest już noc, to wszystko jest jakieś pokręcone. Jakim cudem trafiłem do filmu?! Nie mogę spać, coś mi mówi, że jeżeli zasnę coś będzie nie tak. Czuwałem pod drzwiami Camili. Nagle usłyszałem dziwny szelest, który wcześniej nie był słyszalny. Postanowiłem cicho wejść do pokoju Cami. Na razie nie widzę nic niepokojącego, ale wyczuwam, że coś tu jest. Tak dobrze słyszeliście! WYCZUŁEM!W końcu jestem JEDI! Nagle zobaczyłem jakiegoś robaka-robota . Szybko włączyłem mój miecz, ale zanim to się stało ten robot znalazł się na Camili. Bałem się zaatakować to coś, bo mogłem skrzywdzić dziewczynę, ale wydawało mi się, że ten robak zamierza ją ukąsić. Nie zastanawiałem się dłużej, szybko przeskoczyłem nad jej łóżkiem, w tym samym czasie przecinając "zwierze" na pół. Łał! Normalnie to bym zabił Cami, robaka i przy okazji siebie. Już chciałem wyjść z pomieszczenia, ale w ostatniej chwili zauważyłem jeszcze jeden ten, ten... No wiecie o co chodzi. Po chwili Rafa wbiegł do pokoju chyba coś zauważył za oknem, bo wyskoczył przez nie. Okno było zamknięte. Tak on rozbił szybę i nie ma najmniejszego zadrapania. (jeżeli chcecie znać szczegóły tej akcji zajrzyjcie tu zaczyna się od 13:18)

*Cami*
  Minął już jakiś tydzień, a my wciąż tkwimy w tym filmie. Czuję się coraz gorzej, bo jestem jakąś ważną senatorką i ktoś próbuje mnie zabić... Jestem przerażona!!! Dzisiaj wyjeżdżam z Maxim na moją rodzinną planetę Naboo. Lecz nagle zobaczyłam ciemność i tylko urywki filmu. Widziałam jak ja i Maxi jemy razem kolację, jak jesteśmy na łące, jak płyniemy łódką, jak się całujemy, to ostatnie nawet kilka razy. Teraz przez cały czas widzę jak się całujemy, chciałabym żeby to się sprawdziło. Usłyszałam moje imię, ciągle się powtarzało. Na początku głos mówił spokojnie, lecz za każdym razem coraz głośniej, aż w końcu krzyczał. Nagle to wszystko zniknęło a ja zobaczyłam Alex, pochylającą się nade mną.
-Cami?
-Co? Gdzie jesteśmy? I na jakiej planecie?
-Cami, dobrze się czujesz?
-Tak, ale odpowiedz mi na te pytania.
-Okey, jesteśmy w Buenos Aires, na Ziemi- odetchnęłam z ulgą.- A czemu pytasz?
-Bo miałam pokręcony sen, ale nie ważne kiedy indziej ci opowiem... A właściwie czemu mnie obudziłaś?- czemu mnie tak wcześnie obudziła, miałam taki piękny sen...
-Bo jest już dwunasta, a o ile się nie mylę ty masz dzisiaj randkę z Maxim.
-Co!?- nie mogłam uwierzyć.- Już jest dwunasta!? Muszę się przyszykować!
-A na którą cie zaprosił?- no tak nie powiedziałam jej, chociaż ona była wtedy z nim to powinna wiedzieć.
-To ty nie wiesz?
-Nie, w czasie gdy to mówił byłam zajęta szukaniem poduszki...- zaczęłam się śmiać.- To o której?
-O czwartej- ona zrobiła zdziwioną minę.
-I ty chcesz już zacząć się przygotowywać?!
-Tak... No nie ważne choć mi pomóż!  

W tym samym czasie
*Rafa*
Obudzić go, czy nie... Obudzić!
-Maxi!- powiedziałem i go lekko trąciłem. Nie działało.- Maxi! Maxi!- mówiłem coraz głośnie i coraz mocniej go trącałem. Aż w końcu tak go trąciłem, że spadł z łóżka.
-Co? Gdzie ? Jak?
-Nic, nic.
-Który mamy rok? Ile możemy odwiedzić planet?
-CO?! Maxi dobrze się czujesz?
-Tak, ale odpowiedz na pytania.
-Dobrze...- nie wiedziałem o co mu chodzi.- Mamy 2013 i nie możemy odwiedzić żadnych planet... A czemu pytasz?
-Miałem taki pokręcony sen o Gwiezdnych Wojnach... Opowiem ci kiedy indziej- dodał szybko, wiedział co chciałem powiedzieć.- A właściwie czemu mnie obudziłeś?
-Bo jest dwunasta, a ty masz dzisiaj randkę z Cami i chyba musisz coś jeszcze załatwić.
-CO!? Już dwunasta?! Sorry, muszę lecieć- powiedział i wyleciał z pokoju... Mam nadzieję, że do łazienki, a nie na ulicę... No nie ważne. Muszę zadzwonić do Alex. Okej, będzie dobrze. Wdech, wydech, dzwonię.

*Alex*
Właśnie zrobiłam sobie przerwę w przygotowywaniu Cami na randkę. Wyszłam na pobliski stragan by kupić sobie świeżo wyciskany sok jabłkowy. Pycha. Wracam właśnie do domu, gdy nagle zadzwonił mi telefon.
J:Halo?
R:-Hej Ola.
J:-Cześć Rafał. Co tam u ciebie?
R:-Wszystko dobrze, chociaż Maxim jest coś nie tak. Strasznie świruje.
J:-Yh...- westchnęłam.- Znam to. Mam to samo z Camilą. Koszmar. Udało mi się na chwilę wyrwać.      
R: No nieźle... Jak tak dalej pójdzie wylądujemy w psychiatryku- zaśmiał sie.
J: No...
R: Słuchaj mam do ciebie pytanie...
J: Mów śmiało.
R: Czy chciałabyś pójść ze mną... na... randkę?- momentalnie wyplułam sok, który miałam w buzi i oplułam nim przechodnia... Nie, zaraz to mój brat. A to spoko!- Dobra, nie musisz nic mówić.
J: Nie... Nie! Chętnie się z tobą umówię.     
R: To super! Spotkajmy się jutro, o 16, ok?
J: Spoko.
  Łał, nie spodziewałam się tego. Właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że on mi się podoba. A najśmieszniejszy jest fakt, że mój brat ciągle stoi przede mną cały soku.
-OLA!!!
-Tak słucham, kochany braciszku- powiedziałam przesłodzonym tonem.
-Ty... Ja... Yh...- tylko to powiedział i sobie poszedł.

15:50
*Maxi*
Już mam wszystko przygotowane na randkę z Cami. Właśnie do niej idę, właśnie wchodzę jeszcze do kwiaciarni. Zdałem się na klasykę- kupiłem bukiet czerwonych róż. Gdy wychodziłem z kwiaciarni. Podeszła do mnie Naty.

*Naty*
Właśnie wcielam mój plan w życie. Podeszłam do Maxiego i powiedziałam słodkim głosem.
-Hej Maxi. Ten bukiet to dla mnie? Nie trzeba było- on już chciał odpowiedzieć, że to bukiet dla Camili, ale go pocałowałam. Według mojego planu teraz Broudwey robi zdjęcie komórką i wysyła je do Cami. Maxi był chyba oszołomiony tym co zrobiłam ponieważ dopiero po chwili mnie odepchnął.
- Naty! Co ty wyprawiasz!- powiedział i sobie poszedł.

*Cami*
-I jak wyglądam?- zapytałam. Byłam już przyszykowana. Alex i Fran pomogły mi się przygotować.
-Wyglądasz prześlicznie!- powiedziała od razu Fran.
-Świetnie! Tylko ta złamana ręka i nogi w bandażach trochę psują efekt, ale tak poza tym jest świetnie.
  -Dzięki- powiedziałam i spojrzałam do lustra. Moim skromnym zdaniem wyglądałam ładnie. Poczułam w mojej torebce wibracje. Wyjęłam telefon, dostałam sms-a.
-Od kogo to?- zapytały dziewczyny.
-Numer nieznany- mimo to otworzyłam sms-a. To co tam zobaczyłam bardzo zabolało.
-Dziewczyny wyjdźcie.
-Ale co się stało...- przerwałam im.
-WYJDŹCIE!- krzyknęłam, czułam jak łzy zlatują mi po policzkach. Zostałam sama. Zaczęłam płakać, cały mój makijaż się zepsuł i pewnie wyglądam teraz jak zombie. Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Maxi. Po chwili chłopak wszedł do mojego pokoju.
-Cześć Cami...- zaczął.
-Wyjdź.
-Ale Cami...
- Wyjdź! 
-Ale co z naszą...
-Nie ma jej! WYJDŹ! Idź do swojej Naty! - chłopak wyszedł a ja rozpłakałam się na dobre.



______________________________________
Tadam! Nie będę tutaj prawi nic pisać, bo muszę iść spać - szkoła -.-
Ale nie zabijajcie mnie za to, ze nie ma randki Caxi, mimo tego, że muszę iść do szkoły ja mam marzenia, które chce zrealizować... ;(





4 komentarze:

  1. Jej, pierwsza! Rozdział świetny, ale szkoda, że nie było randki ;( Chociaż ja to tam lubię jak nie wszystko wychodzi idealnie itd.
    Zabiłabym cię, ale nie wiem gdzie mieszkasz XD
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie zgadzam się Z Julka. Ja też lubie, gdy są komplikacje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Czemu zrobiłaś z Naty idiotkę? xD
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski !!
    Idę czytać 15 :d

    OdpowiedzUsuń