*Maxi*
Nie rozumiem czemu Cami się tak zachowywała... Ciekawi mnie co tym razem sknociłem. Mimo wszystko posłusznie wyszedłem z pokoju.
-Ciebie też "wyprosiła"?- zapytała się od razu Alex.
-Tak...
-A co powiedziała?
-Że mam wyjść- powiedziałem smutny.
-Nic więcej- dopytywały się.
-Coś jeszcze powiedziała, ale nie usłyszałem co... - nastała cisza, było słychać tylko cichy szloch Cami. Za każdym razem gdy go usłyszałem, czułem, że coś we mnie pęka. Ona cierpi, cierpi przeze mnie. Całą siłą woli starałem się nie rozpłakać jak małe dziecko, które straciło lizaka. Po jakimś czasie moja siła woli osłabła i pojedyncze łzy zaczęły mi spływać po policzkach. W pierwszym momencie chciałem ukryć to przed dziewczynami, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że to nie ma sensu. Chyba Alex zauważyła moje łzy, bo przez chwilę zastygła w bezruchu, a chwilę potem powiedziała coś po polsku:
-A mówi się, że chłopaki nie płaczą...
Fran była jakaś oderwana od rzeczywistości- ciągle patrzyła się w okno. Po chwili, Alejandra nie wytrzymała tego co się stało.
-Nie no, ja tak nie mogę! Musi być jakieś tego sensowne wytłumaczenie ! Przecież wam obojgu tak bardzo zależało na tej randce!- nic nie powiedziałem, a ją chyba to jeszcze bardziej zdenerwowało. -Ja tam idę to wyjaśnić!
-Ja też!- myślałem, że zawału dostanę jak to usłyszałem- Fran nagle się "obudziła". Dziewczyny weszły do pokoju, ale po chwili z niego wyszły. Pierwsze co usłyszałem od Alex to:
-Cham, bezczel, prostak!
-Właśnie- dodała Fran.
-Fran ty wiesz co ona powiedziała?!
-Nie, ale wiem, że to nie było nic miłego!
-Właśnie- tym razem powiedziała to Alex.
-No dobra. Powiecie mi co zrobiłem?!
-Ty masz czelność się jeszcze nas pytać co zrobiłeś?! Idź do domu i sobie przypomnij!
-Ale...
-WYJDŹ!- i znowu posłusznie wyszedłem, lecz zanim to zrobiłem włożyłem kwiaty, które przyniosłem Cami do wazonu, ale tak, żeby dziewczyny tego nie zauważyły i szybko napisałem krótki liścik.
Poszedłem do parku. Często tam chodziłem jak chciałem coś przemyśleć. Po pewnym czasie doszedłem do ławki, którą mogłem już nazwać swoją. Mam wrażenie, że przychodzę tu co tydzień. No wiec usiadłem na ławce i zacząłem swoje przemyślenia. Nie miałem pojęcia czemu Cami mnie tak potraktowała i czemu to aż tak boli, bo nie oszukujmy się często dziewczyny dawały mi kosza, ale nigdy to tak nie bolało. Rozmyślałem podobnie przez następną godzinę.
*Naty*
Źle się czuję z tym co zrobiłam. Postanowiłam spotkać się z Broudwey'em, to znaczy on do mnie zadzwonił i poprosił żebyśmy się spotkali. Czekałam na niego na skwerze przy parku. Zjawił się punktualnie.
-Hej Naty.
-Hej- uśmiechnęłam się.- To o czym chciałeś porozmawiać?
-Bo ja tak nie mogę.
-Co to znaczy?- nie rozumiałam.
-Źle się czuję z tym, że przez nas Camila i Maxi teraz cierpią... Ja tak nie mogę. Nie jestem taki. Nie lubię krzywdzić ludzi.
-Chcesz się poddać?! Teraz, jak już nasz plan zaczął działać- sama nie wiedziałam co mówię.
-Nie mów, że nie obchodzi cię co inni czują!
-Masz rację- powiedziałam zrezygnowana.- Też się źle czuję, z tym co zrobiłam.
*Fran*
Cami ciągle siedzi w pokoju i płacze. Minęła już przynajmniej godzina! A ona wciąż płacze. Już nie wiem co mamy robić. Próbowałam z Alex wszystkiego, ale ona ciągle płacze. Teraz siedzimy sobie na kanapie i mamy burzę mózgów, ale do tej pory nic nie wymyśliłyśmy, nawet chyba obie trochę podsypiamy... Piękna, zielona łąka, wszędzie latają kolorowe motyle i owady. Wszystko pięknie razem wygląda... Yh, Cami ciągle płacze co by tu zrobić... Ta łąka, ta piękna łąka, a na środku jest tańczący banan. Tańczy bugi-bugi i świetnie mu to wychodzi... Nie! Cami, tak Cami ona nas potrzebuje...
*Alex*
Fran zasnęła. Nie wiem czemu przecież jest dopiero 17:30, ale muszę przyznać, że ja też jestem śpiąca...
Skaczę sobie po obłokach. To na różowym, to na pomarańczowym, albo na niebieskim. Nagle widzę fioletowego hipopotama pod prysznicem. Jaki słodziak ♥... Nagle... BUM! Budzi mnie głośny dzwonek do drzwi. Fran momentalnie stanęła na nogach i podeszła do drzwi. Skąd ona bierze tyle siły?
-Dziewczynki czemu zamknęłyście dom?
-Y... -Fran nie wiedziała co powiedzieć.
-To takie przyzwyczajenie -powiedziałam.
-Dobrze, a gdzie jest Camila?
-Ona, ona ma, ma pewien problem- nie wiedziałam co powiedzieć.
-No to chodźmy jej pomóc- poszłyśmy wszyscy na górę. Bogu dzięki w czasie gdy my spałyśmy Cami nie zrobiła nic głupiego. Tylko leżała na łóżku i ciągle szlochała. Ciocia usiadła przy niej i zaczęła gładzić ją po głowie.
-Camciu, co się stało?
-Mamo proszę nie mów tak do mnie.
-No dobrze, ale co się stało?
-No bo, no bo- znowu się rozpłakała. Teraz spojrzała na nas. Wszystko po kolei opowiedziałyśmy, a Cami coraz bardziej płakała.
- To może pooglądamy zdjęcia?- Camila nie była przekonana.- Powrócą dobre wspomnienia, trochę się rozweselisz.
-No dobrze- ciocia podeszła do półki z książkami i wyciągnęła jeden z albumów. Jakieś zdjęcie spadło na ziemię. Szybko je podniosłam.
-Aw... Kto to?- zapytałam. Podałam Cami zdjęcie.
-Nie wiem - ona podała zdjęcia swojej mamie.
-O... To...
________________________
Kto jest na zdjęciu?
Rozdział nudny i nic się nie dzieje.
A jak tam w męczarni (szkole)?
U mnie JAK NA RAZIE dobrze :)
Rozdział fantastyczny !! <33
OdpowiedzUsuńNo i ten hipcio i ta łąka z tańczącym bananem xD
Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni.
Kto jest na zdjęciu ?
A co do szkoły nie będę ci mówić bo już pisałam na gg :P
Kocham cie ♥
Pisz szybko nowy rozdział !! <33
Kiedy będzię ????? ;****
Koffam i czekam na new ♥♥
Karo ;**
Aaaa... pierwsza !!!
UsuńŚwietny rozdział. Łąka z tańczącym bananem? :D
OdpowiedzUsuńJest boski. Ciekawe kto jest na zdjęciu? Czy Maxj dowie się prawdy? Czekam z niecierpluwością na nexta.
OdpowiedzUsuń