*Alex*
-O... To jest... - popatrzyłyśmy na ciocię z zaciekawieniem. -To jest stare zdjęcie, zrobione w grudniu 1999 roku, gdy ty Camilo i ty Francesco miałyście wtedy prawie trzy lata, a ty Alejandro miałaś prawie rok.
-Mamo! Bardziej nas interesuje KTO jest na zdjęciu, a nie KIEDY to zdjęcie było zrobione- powiedziała lekko zdenerwowana Cami, a my przytaknęłyśmy.
-No dobrze, więc tu po prawej leży Alex, na środku Cami, a z boku...
- To Fran?- spytałam.
-Nie... chyba, nie... Nie! To jest Maxi.
-MAXI!?- spytałyśmy zdziwione.
-Tak. Co w tym dziwnego, przecież znacie się od małego. Nie opowiadałam wam tego?
-Nie.
-To opowiem wam innym razem. W każdym razie Fran ty też tam byłaś, ale za żadne skarby nie chciałaś żebyśmy ci zrobili zdjęcie- powiedziała ciocia i się zaśmiała.
-A co to jest to tutaj?- zapytała się Fran i pokazała na coś białego.
-Tego akurat nie wiem...
-Mogę zobaczyć- spytałam i wystawiłam rękę. Na początku nie mogłam rozpoznać co to jest, ale po chwili już wiedziałam i wybuchłam śmiechem. Śmiałam się tak, że chciałam się położyć, ale za mną była ściana w skutek czego się w nią uderzyłam.
- No co to jest?
-To... to jest... Fran.
-Naprawdę?!
-T... Tak, od... od tyłu- mówiłam przez śmiech. Wszystkie trzy panie, spojrzały na zdjęcie. Cami i jej mama lekko się zaśmiały, a Fran zrobiła obrażoną minę.
-Nie rozumiem z czego się śmiejecie... Jestem urocza od tyłu- powiedziała obrażona, przez co ja i moja kuzynka zaczęłyśmy się śmiać. Tak, Camila pierwszy raz od około półtora godziny zaczęła się śmiać. Następną godzinę spędziłyśmy na wspominaniu miłych chwili, ale jednak większość tych miłych chwili wiązała się z Maxim. Mimo to Cami sprawiała wrażenie jakby dzisiaj nic się nie stało. Była cała rozpromieniona, a gdy zobaczyła bukiet kwiatów zapewne od Maxiego jeszcze bardziej się rozpromieniła. Ciocia zaparzyłam nam herbaty i usiadłyśmy na tarasie obserwując przejeżdżające auta i przechodzących przechodniów. Nagle zobaczyłam jak ktoś przebiega przez ulicę, a w następnej chwili potrąca go samochód. Dziewczyny chyba też to zauważyły, bo Cami upuściła swój, już pusty kubek na ziemię, a Fran wyjęła telefon i wykręciła numer 112.
Jakiś czas temu
*Maxi*
Ciągle siedzę na tej ławce, ale nadal nie wiem czemu Cami jest na mnie zła. Zazwyczaj taki czas spędzony w parku służył mojemu myśleniu, ale nie tym razem- miałem pustkę w głowie. Nawet nie zauważyłem jak Naty i Broudwey do mnie podeszli.
-Hej, Maxi! Maxi!
-C-co?!- powiedziałem wyrywając się z moich zamyśleń.
-Chcieliśmy cię przeprosić- powiedziała dziewczyna.
-Za co?
-To nasza wina- powiedział tym razem chłopak.
-Ale co?
-No to.
-Co?!- zaczęli mnie powoli denerwować.
-To, że Cami, no, że ona, tak się zachowała...- odpowiedziała cicho Naty.
-To wszystko wyjaśnia...- powiedziałem bardziej do siebie.
-Ale Maxi ja bardzo przepraszam, że cie wtedy pocałowałam, ale byłam zazdrosna i jeżeli chcesz pomogę ci odzyskać Cami.
- Dzięki- uśmiechnąłem się. -Już wiem jak mogę odzyskać Cami. Przepraszam, ale muszę iść- powiedziałem i pobiegłem do domu. Wziąłem potrzebne rzeczy i poszedłem do domu Cami. Było już późno. Nie patrząc na jezdnię przeszedłem przez ulicę. To był wielki błąd. Zobaczyłem światła samochodu a później już nic.
*Cami*
Podbiegłyśmy do miejsca wypadku, a gdy zobaczyłam kto miał wypadek o mało nie zemdlałam- Maxi. Czułam jak łzy zlatują po moich policzkach, jakbym była fontanną, znowu. Spojrzałam na moje towarzyszki też wyglądały jak ludzkie fontanny, trochę mniejsze, ale fontanny. Szybko wróciłyśmy do domu i poprosiłyśmy moją mamę, żeby nas zawiozła do szpitala.
-Ale czemu?- pytała się.
-Powiemy ci w samochodzie! Szybko chodź!
W aucie pokrótce opowiedziałam mamie co się stało, od razu zrozumiała moje zachowanie. Po pięciu minutach byłyśmy w szpitalu, bez problemu znalazłyśmy salę w której był Maxi. Teraz pozostało nam tylko czekać. Po jakimś czasie zjawili się rodzice Maxiego. Czekaliśmy na lekarza. Wydawało mi się, że czekaliśmy na niego wieki, ale tak naprawdę to tylko dziesięć minut. Doktor wyszedł z sali automatycznie wszyscy do niego podeszliśmy.
-Co z nim?
- Pacjent nie odniósł poważniejszych obrażeń, ma tylko skręconą rękę, zadrapania i siniaki miał na prawdę dużo szczęścia- wszyscy się ucieszyliśmy.- Lecz czym by było życie gdyby nie stało się coś złego? Otóż pacjent jest w śpiączce i z każdej chwili jego chęć do życia maleje. Może wiedzą państwo czy coś ważnego ostatnio stracił? Jeśli państwo wiedzą co to lub kto ot mógłby być niech państwo do niego wchodzą, ale pojedynczo- oznajmił lekarz i odszedł.
-Wiecie co on mógłby stracić?- zapytała nas przez łzy mama Maxiego. Każdy po kolei powiedział "Nie wiem." Gdy przyszłą kolej na Fran, ona tylko popatrzyła wymownie na Alex, natomiast one obie popatrzyły na mnie.
-Nie, nie, nie, nie! To niemożliwe!- powiedziałam. Teraz już wszyscy się na mnie patrzyli.
-Cami, proszę cię, on może umrzeć- powiedziała mama Maxiego i na dobre się rozpłakała, ja z resztą też. Nic nie mówiąc weszłam do jego sali. Usiadłam przy nim i zaczęłam mówić:
-Maxi wiem, że mnie słyszysz, więc mnie posłuchaj. Wiem, że źle cie potraktowałam, ale ty też zawiniłeś. Wiem, że też przez to nie układało się między nami najlepiej, przez te dwie godziny, no, ale cóż. Maxi ja cię kocham. Teraz powinieneś się obudzić tak jak w filmach- powiedziałam i się rozpłakałam. Mam pomysł, to jest już ostatnia nadzieja. Pocałowałam go.
.....
________________________________________
Czy Maxi się obudzi?
Czy może jego stan się pogorszy?
Odpowiedź w następnym rozdziale :)
Teraz sprawy organizacyjne. Więc jestem teraz w 6 klasie i czeka mnie dużo pracy. To znaczy, że rozdziały nie będą się ukazywać regularnie, będę pisać kiedy będę miała wenę i czas. Więc proszę nie zadawajcie pytań typu "Kiedy next?" bo nie wiem. Może w weekend, może jutro, a może za tydzień- nie wiem. Skoro już jestem przy komentarzach, to proszę jeżeli przeczytałaś/eś rozdział skomentuj to daje motywacje. I nie chodzi mi o takie komentarze "Super <3 Kiedy next?" tylko jakieś dłuższe, ze szczerymi opiniami.
I jeszcze jedno, czy jakbym zorganizowała konkurs na napisanie rozdziału to ktoś by się zgłosił? I tu znowu wracam do komentarzy nie piszcie czegoś, że zrobię konkurs, bo jestem beznadziejna i nie mam pomysłów. Robię to po prostu, żeby urozmaicić tego bloga ;)
Przeczytałeś/aś = skomentuj = motywacja :)
Jestem pierwsza. Ja oczywiście wezme udział w kazdym konkursie jaki zorganizujesz. Uwielbiam tego bloga. A ten moment z Maxim i Cami. Jakie to romantyczne. Czy Maxi się obudzi przez pocałunek prawdziwej miłości? Mam nadzieję, że tak . Niech nic poważnego się mu nie stanie. A fragment: Czy pacjent ostatnio stracił coś wartosciowego? Chodziło o Cami. Mówiłam juz, ze to boskie, cudowny, niesamowity i superaśny. Nie piszę zazwyczaj długich komentarzy, więc doceń moje starania
OdpowiedzUsuńTo był jeden z Twoich najciekawszych rozdziałów. Nie powiem.. Długo na niego oczekiwałam, ale Cię rozumiem. Ja wzięłabym udział w konkursie.
OdpowiedzUsuńJa wezmę napewno udział w karzdym konkursie który urządzisz. A rozdział jest superaśny. Fran od tyłu ha ha ha. Maxi mam nadzueje że nic ci nie będzie. Słiwa Cami mam nadzieje że pomorze Maxiemu. A te zdięcie było śmieszne. Super rozdział.
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz ^^
OdpowiedzUsuńNaprawdę... pięknie.
OdpowiedzUsuńmotywuje Cię! kabuum!
OdpowiedzUsuń