piątek, 28 lutego 2014

One Shot

2 komentarze:
Tak, spodziewałyście się rozdziału? Niestety pudło. Mam dla was os, którego wysłałam na pewien konkurs.
To tyle. Hope you'll enjoy :P
Edit: Zapomniałam jest to w pewnej części na podstawie filmu "Złodziejka książek" (książki nie czytałam :P)
_______________________________________


Miłość jest jak światło gwiazd - nie umiera nigdy.


Czy zastanawialiście się kiedyś ile może zmienić jeden gest? Jeden czyn? Albo nawet jedna rzecz? Czy taka jedna drobnostka może oszukać przeznaczenie? A może to przeznaczenie postawiło na czyjejś drodze tą że rzecz? Może to przypadkowe coś zaprowadziło kogoś w moje ręce? Kto to wie…
Zastanawiacie się pewnie kim jestem. Nie utożsamiajcie mnie z autorką opowiadania, bo nią nie jestem. Jestem kimś zupełnie innym. Spotkamy się jeszcze później. Obiecuję…
~.~.~.~.~.~
Dziewczyna siedziała w jednym z najbardziej odizolowanych kątów szkoły. Uczęszczała tu, lecz gdyby mogła uciekłaby do zupełnie innej, pierwszej lepszej szkoły. Tu nie miała przyjaciół. Nikt nigdy na nią nie patrzył, w każdym razie nie tak jakby chciała. Ludzie widzieli w niej przemądrzałą kujonkę. Jednak nie to bolało ją najbardziej. Kiedyś miała przyjaciela, takiego od serca. Był dla niej podporą. Znał jej wszystkie sekrety, a ona znała jego. Byli dla siebie powietrzem. Nawet nie zauważyli kiedy się w sobie zakochali. Obydwoje byli zbyt nieśmiali żeby to powiedzieć drugiej osobie. Gdy dziewczyna pewnego pamiętnego dnia zebrała się na odwagę, by mu to powiedzieć było już za późno. Chłopak od niej odszedł. Co prawda uczęszczali do tej samej szkoły, uczyli się w tych samych klasach, lecz on… on przepadł. To nie był już ten sam brunet, którego znała kiedyś. Sława nim zawładnęła. Stał się arogancki, gderliwy. Widział tylko czubek swojego nosa. Był powszechnie znany jako podrywacz, chociaż przez cały czas miał dziewczynę. Ta dziewczyna sprowadziła go na złą drogę. To ona sprawiła, że jest taki jaki nie był nigdy przedtem. On udawał, że nie pamięta swojej byłej przyjaciółki, nawet nie chciał się przyznać, że się kiedyś z nią zadawał. W niej jednak była nadzieja, że gdzieś w nim głęboko jest ten sam chłopak, którego znała, że on się kiedyś zmieni, że powróci ten brunet, którego znała. Z godnością znosiła wszelkie jego obelgi na jej temat, starała się być silna, nie okazywać słabości.
-Błagam! Czy to coś musi tu być? Dziecko w lesie cie trzymali, że masz kwiaty na głowie? A nie, czekaj… Dostałam sms-a, skażone. Hm… Nie dziwi mnie to- ubliżała dziewczynie szatynka.
-Kochanie daj spokój, do TAKICH nie warto się w ogóle odzywać, przynoszą wstyd nam, ludziom- to był on.
To jedno zdanie, jedno jedyne, zadało jej więcej bólu niż tysiąc innych zdań wypowiedzianych na jej temat. Jedna wypowiedź zraniła ją jak żadna inna. Ze łzami w oczach przyglądała się mu z niedowierzaniem. Jej wiara w to, że gdzieś tam siedzi jej dawny przyjaciel diametralnie się zmniejszyła.
                                                                              ~.~.~.~.~.~
Dziewczyna weszła do domu, pobiegła do swojego pokoju. Ani jej matka, ani ojciec za nią nie poszli, nawet nie zauważyli, że weszła. Jak zwykle byli pochłonięci pracą. Dziewczyna rzuciła się na łóżko. Cała zalała się łzami. Równie dobrze mogła to zrobić w szkole, ale nie chciała im dać tej satysfakcji. Nie chciała żeby zobaczyli, że płacze. W akcie desperacji skierowała się do łazienki. Przeszukiwała szuflady. Znalazła to czego szukała. Już miała dotknąć żyletką skóry, lecz się powstrzymała. Uświadomiła sobie, że to nie przyniesie jej nic dobrego. Delikatnie odłożyła narzędzie i wyszła z pomieszczenia. Wróciła do swojego pokoju. Tuż obok niej stał jeden wyjątkowy przedmiot. Jeden który ciągle daje jej nadzieje, dzięki któremu na jej twarzy momentalnie pojawia się uśmiech. Pamiętała to jakby to było wczoraj.
Siedzieli razem na ławce, zajadali się lodami. Słońce grzało jak nigdy. Oboje cieszyli się swoim towarzystwem. W pewnym momencie chłopak zniknął. Dziewczyna nie bardzo wiedziała kiedy. Po pięciu minutach wrócił trzymając coś za plecami.
-Co tam masz?- spytała się zaciekawiona dziewczyna.
Chłopak tylko się uśmiechnął i wyjął zza pleców bukiet z 10 czerwonych róż.
-Dla najlepszej przyjaciółki. Za 10 lat naszej przyjaźni.
Dziewczyna rzuciła mu się na szyję.
-Ale ja nic dla ciebie nie mam.
-Wystarczy, że będziesz, na zawsze. Nasza przyjaźń jest dla mnie najważniejsza.
Przyjaciele wygłupiając się szli w stronę już zachodzącego słońca…
Ona dotrzymała słowa. Jest przy nim, mimo wszystko przez cały czas mentalnie go wspiera; na ważnym egzaminie, na wspólnym występie, zawsze.
~.~.~.~.~.~
Za każdym razem gdy dziewczyna słyszała obelgi ze strony dawnego przyjaciela sprawiałam, że od bukietu odpadał jeden płatek. Za każdym razem ten jeden mój gest przywraca dziewczynę do brutalniej rzeczywistości. Tym razem nie był to jednak jeden płatek. Z całej jednej róży odpadły wszystkie płatki. O co chodzi? Już tłumaczę. Ten bukiet był symbolem ich przyjaźni. Dziś chłopak jednym zdaniem zniszczył cały rok ich przyjaźni. On nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz dziewczyna chyba zrozumiała moje intencje…
~.~.~.~.~.~
Dziewczyna postanowiła przejść się na krótki spacer. Potrzebowała się przewietrzyć i trochę ochłonąć. Szła wąskimi parkowymi alejkami. Uwielbiała przebywać na łonie przyrody. Wsłuchiwała się w śpiew ptaków i tupot ludzkich stóp. Wszystko harmonijnie ze sobą wybijało rytm. Rytm ten uspokajał dziewczynę. Mogłaby już zostać tu na zawsze. Chciała na jak najdłużej uciec od swoich problemów. Jednak ktoś jej na to nie pozwolił.
-Czy ty nas śledzisz?! Takie… takie coś jak ty nie ma nic lepszego do roboty niż śledzenie nas, sławnych?
Na jej drodze stanął jej ex przyjaciel i jego dziewczyna. Oczywiście ta druga nie potrafiła utrzymać języka za zębami. Dziewczyna zamknęła oczy czekając  na drugą dawkę obelg, tym razem od chłopaka. Lecz ten się nie odezwał ani słowem.
-Macie mi jeszcze coś do powiedzenia czy jaśnie pani pozwoli mi pójść- odpowiedziała złośliwie dziewczyna.
-Jak śmiesz?!
Szatynka zwinnym ruchem popchnęła dziewczynę na ziemię i odeszła. Chłopak stał ciągle nad dziewczyną. Wyciągnął do niej rękę. Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co widzi. Wróciła jej nadzieja, że jeszcze kiedyś wróci jej przyjaciel. Jednak mimo to nie mogła mu tak po prostu wybaczyć całego roku gnębienia i poniżania. Nie wiedziała jak się zachować. Koniec końców splunęła na ziemię. Chłopak nie mówiąc nic powoli zaczął się oddalać. Dziewczyna podniosła się na nogi i powoli zrobiła krok. Chwilę potem poczuła przeszywający ból w kostce. Nie zatrzymała się. Kuśtykając powoli szła do domu. Z żalem w oczach, z bezpiecznej odległości przyglądał jej się chłopak. Coś w nim drgnęło dzisiejszego dnia. Chciał podbiec do dziewczyny i jej pomóc, ale wiedział, że ona by go odtrąciła.
Dziewczynie cudem udało się dojść do przejścia dla pieszych. Teraz wystarczy tylko przejść na drugą stronę ulicy i 10 metrów do domu. Pocieszając się tą myślą dziewczyna weszła na ulicę. Usłyszała przeraźliwy pisk opon. Jej ciało bezwiednie opadło na ziemię.
-Nie! –krzyknął chłopak.
~.~.~.~.~.~
Czy dzisiejszy dzień jest dla niej dniem sądu? Czy dziś ją zabiorę ze sobą? Nie wiem… Czy ona się mnie obawia? Jak sobie mnie wyobraża? Prawdę mówiąc śmieszą mnie ludzkie wariacje na mój temat, a najbardziej ta najpopularniejsza- zakapturzona postać z kosą w ręce. Śmiertelnicy to mają wyobraźnię. A może ja, śmierć, jestem po prostu króliczkiem? A może najpospolitszym krzakiem? Albo wyglądam jak zwyczajny człowiek? Odpowiedź znajdziecie jak mnie poznacie. Tymczasem nie mam zamiaru wpędzać tej biednej dziewczyny w moje szpony. Na nią przyjdzie jeszcze czas, z resztą jak na każdego z was. Mogę wam śmiało jeszcze raz obiecać, że się kiedyś spotkamy…
~.~.~.~.~.~
Dziewczyna leżała w szpitalnym łóżku. Była nieprzytomna od jakiejś godziny. Na jej szafce leżał bukiet kwiatów, ten który teraz powinien stać na etażerce w jej pokoju. Przy dziewczynie siedział chłopak, ten sam, który wezwał karetkę i który jeszcze dzisiejszego ranka ją obrażał.
-Eh… Ja wiem, że pewnie mnie nie słyszysz- zaczął mówić. –Wiem też, że jestem kompletnym głupkiem, a jedno puste przepraszam nie odbuduje naszych relacji, ale ja zrozumiałem… Zrozumiałem co ze sobą zrobiłem, co tobie zrobiłem, a dzisiaj… Dzisiaj totalnie przegiąłem. Pewnie teraz nie chcesz mnie znać, ja ciebie rozumiem… Ja… Ja nawet nie wiem czemu to wszystko mówię. Chyba zrozumiałem, że możesz już nie wrócić, a chciałem, żebyś to wiedziała.
Chłopak westchnął i ukrył twarz w dłoniach.
-Przepraszam, przepraszam, tak strasznie cię przepraszam! Jestem totalnym kretynem! Sodówka uderzyła mi do głowy- mówił.
-Jesteś palantem, najgorszym jakiego znałam- powiedziała dziewczyna słabym głosem.
-Obudziłaś się! Ja wiem, że jestem kompletnym głupkiem, a jedno durne przepraszam… -chłopak chciał kontynuować, ale dziewczyna przerwała mu gestem ręki.
-Słyszałam to już… Tak jak powiedziałeś jedno „przepraszam” nie wystarczy. Kocham cię, bardzo, ale ja… no, rozumiesz… Postaw się na moim miejscu…
-Doskonale to rozumiem. Może kiedyś zaczniemy od początku?
Dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
-Może kiedyś…
Po dwóch tygodniach dziewczyna wyszła ze szpitala. Chłopak starał się jak mógł by odbudować ich relacje- zerwał z dziewczyną, która na niego tak wpłynęła, pomagał dziewczynie jak tylko mógł, starał się być przy niej przez cały czas, lecz dziewczyna nie była jeszcze gotowa. To było dla niej za dużo na raz.
Z czasem dziewczyna coraz częściej się uśmiechała, spędzała więcej czasu z chłopakiem , czuła się luźniej w jego towarzystwie. Krok po kroczku ich relacje nabierały coraz lepszego obrazu.
Pewnego dnia postanowili zacząć wszystko od początku, lecz już nie jako przyjaciele, tylko para. Nauczyli się, że trzeba żyć chwilą, bo wystarczy jedna rzecz aby wszystko się zniszczyło…
~.~.~.~.~.~
Jak widać ta historia zakończyła się szczęśliwie, ale bywały przypadki, w których sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Kim były osoby kryjące się pod słowami „dziewczyna” i „chłopak”? Cóż, to zależy jedynie od was. Mogą to być Violetta i Leon, Camila i Maxi albo Francesca i Marco… Jak dużo może zmienić jedna rzecz, jeden czyn albo jeden wypadek, jeden czyn, jedna rzecz? Jak widać dużo. Może odmienić czyjeś serce, może doprowadzić to tragedii, może wszystko, jednak tylko od nas zależy co zmieni…


niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział XXXIII / 33

7 komentarzy:
Aż nagle… ptak narobił Maxiemu na czapkę. Dziewczyny zakryły usta rękami, aby się nie zaśmiać. Chłopak popatrzył na nie ze zdziwieniem.
-Co? –zapytał.
Teraz Alex nie wytrzymała- turlała się po ziemi ze śmiechu. Chłopak spojrzał na Francesce, z nadzieją, że dziewczyna zdradzi mu o co chodzi.
-M… Maxi, c-coś ci spadło n-na głowę- tłumaczyła Włoszka przez śmiech.
Chłopak wolno dotknął swojej czapki. Poczuł nieprzyjemną, lepką maź. Jego twarz wykrzywiła się w okropny grymas.
-O ku*wa!
-Maxi spokojnie, to tylko ptasia kupa, spierze się.
-Ale, to nie jest zwykła czapka. Tą czapkę dostałem od Alex i Cami na urodziny.
Chłopak starał się wyczyścić swoją czapkę jeszcze przez jakiś czas. W tym czasie dziewczyny przyglądały się pobliskiemu laskowi, a konkretniej jednemu drzewu. Polka podniosła się z ziemi i zaczęła powoli iść w tamtą stronę. Po chwili Maxi do nich dołączył.
-Na co my się tak patrzymy? –zapytał zdezorientowany chłopak.
-Nie widzisz?
-Ale czego?
-Na drzewie jest jakaś, chyba chusteczka.
Maxi przyjrzał się lepiej. Rzeczywiście coś było na drzewie. Nie mógł jednak pojąć jak one to z tak daleka zobaczyły.
Podeszli bliżej. Jak się okazało była to ulubiona chustka Camili. Oznaczało to jedno- ona musiała tędy przechodzić. Francesca chciała wziąć chustkę, ale zatrzymał ją Maxi.
-Co?
-Nie dotykaj tego. Pójdę po Albusa. On jest w pewnej części tropicielem. Powinien wytropić Cami.
-I ty na to wpadłeś dopiero teraz!?
Chłopak nic nie odpowiedział tylko pobiegł w stronę swojego domu.
**
Brunet szedł korytarzem. Powoli zbliżał się do salonu w którym wylegiwał się Albus. Na jego nieszczęście była tam też jego mama. Jednak spała. Wziął obrożę i smycz i podszedł do swojego psa.
-Chodź idziemy na spacer- mruknął.
Pies chyba go zrozumiał i szybko się ożywił. Bez problemów dał sobie założyć swoje „ubranie”. Już mieli wychodzić kiedy kobieta odezwała się lekko zaspana.
-Maxi gdzie znowu idziesz?
-Idę na spacer z Albusem. Nie zawracaj sobie głowy.
**
Pies wąchał chustkę jakby to była kiełbasa. Po chwili już pędził w stronę lasu, lecz nie szedł główną drogą tylko małą ledwo widoczną dróżką. Przyjaciele popatrzyli się na siebie wymownie i już mieli za nim biec, gdy Alex ich zatrzymała.
-Dajcie mi moment.
-Albus! Stój!
Dziewczyny wbiegła do domu. Reszta nie musiała na nią długo czekać. Wróciła z torbą pełną jaskrawych chustek.
-A myślałam, że nigdy się nie przydadzą- powiedziała pod nosem.
-Alex, po co nam to.
-Żebyśmy się nie zgubili. Te chustki są widoczne z daleka, więc raczej znajdziemy drogę z powrotem.
**
Maximilian pędził za swym psem. Mimo, że przebiegli już długą trasę chłopak nie miał zamiaru się zatrzymać. Jednak dziewczyny miały inaczej. Musiały się co chwilę zatrzymywać, aby przywiązać chustkę; jedna pilnowała drogi, druga wieszała.
-Maxi, zlituj się!- krzyczały.
-Nie dopóki nie znajdziemy Cami- odpowiadał za każdym razem.
Przemieszczali się coraz bardziej w głąb lasu. Drzewa rosły coraz gęściej.
-Maxi na pewno dobrze idziemy?
-Spokojnie, Albus jeszcze mnie nie zawiódł- mówił chłopak, chociaż sam zaczynał mieć obawy, że pies się pomylił.
Czworonóg zwolnił kroku. Wszyscy szli w milczeniu. Było jedynie słychać cichutki śpiew jakiegoś ptaka i brzdękanie obroży Albusa.
-Camila!- krzyknęła w pewnym momencie Alex. Jej przyjaciele się na nią popatrzyli. –Co innego nam pozostało?
Po chwili wszyscy wykrzykiwali imię swojej przyjaciółki. Bez skutku. Gdy już wszyscy się poddali usłyszeli szelest liści. Coś się przemieszczało w ich stronę.
-Dziewczyny, czy w tym lesie są dziki?- spytał przerażony chłopak.
-Nie mam pojęcia.
Coraz wyraźniej słyszeli ruch pomiędzy drzewami i krzewami. Przed oczami przemknęło im coś rudego. Po chwili leżeli na ziemi.
-Tak się cieszę, że was widzę!- powiedziała dziewczyna przytulając przyjaciół.
-Cami!
-Dziewczyny przepraszam was, nie gniewajcie się na mnie za wczoraj.
-Spoko, nie potrafiłybyśmy się długo gniewać- odpowiedziała Włoszka.
-A poza tym myślisz, że byśmy cię szukały, gdybyśmy nadal były obrażone?- dodała Alex.
Przyjaciele powolnym krokiem udali się w drogę powrotną.
**
W domu Torresów panował ogromny chaos, dwie dziewczyny zaginęły. Do tego jak podają rodzice ich przyjaciółki ona też zaginęła. Mało tego ktoś dobijał się do drzwi z ogromnym hałasem. Pani Torres [nie chce mi się wymyślać imion] podeszła otworzyć natrętnemu gościowi.
-No wreszcie! Ile można czekać!- zaczęła na wstępie kobieta. –Gdzie jest mój syn!
-Proszę cię uspokój się. Camili i Alejandry też nie ma- odpowiedziała gospodyni.
-Na pewno mój syn szwęda się gdzieś z tą twoją córunią! Ja się pytam gdzie oni są!
-Nie krzycz na mnie! Oni nie są razem! Gdybym wiedziała to bym ci powiedziała!- pani Torres zaczęły puszczać nerwy.
-Pf… Od kiedy to ty mi coś mówisz?!
-Co to ma znaczyć?!
-Ty już nie pamiętasz?! No pewnie!
-Uspokójcie się!- wtrącił się pan Torres.
-Po tym co mi zrobiliście macie czelność się do mnie odzywać?!
-Uspokójmy się wszyscy!- tym razem próbował opanować sytuację drugi pan Torres (ojciec Alex, brat taty Cami). Pani Ponte sprawiała wrażenie jakby nie miała zamiaru tego zrobić.
-Są!- krzyknęła nagle pani Torres.
**
Przyjaciele wychodzili z lasu.
-Naprawdę wam dziękuję!- powtarzała już któryś raz Cami.
-Największe gratulacje należą się Maxiemu. My byśmy wymiękły w połowie drogi- powiedziała Fran.
-Skoro tak mówisz.
Usta Camili i Maxiego połączyły się. Odcieli się całkiem od świata. Usłyszeli tylko krzyk Alex „Nie!”. Nie interesował ich teraz nikt inny tylko oni. Po chwili oderwali się od siebie.
-Camila, Maxi!- krzyknęły równocześnie obie mamy.

 _____________________________
Teraz to mi długi wyszedł.
Justyna dziękuję za natchnienie :**
Mam nadzieję, że wam się podoba :)
 Liczę na komcie i na szczere opinie :))
Tym razem 5 komentarzy = next. Im więcej komentarzy, tym dłuższy rozdział!


czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział XXXII / 32

6 komentarzy:
Była 7. rano. Brunetka szła do kuchni po sok pomarańczowy. Była pewna, że zastanie tam swoją kuzynkę, która zazwyczaj wcześnie wstaje. Podeszła do drzwi oddzielających kuchnię od salonu i lekko je pchnęła. Ku jej zdziwieniu nie w pomieszczeniu wiało pustką. Dziewczyna poszła do salonu, z nadzieją, że tam odnajdzie kuzynkę. Źle się czuła po tym jak się pokłóciły. Jednak w salonie też nikogo nie było. Brunetka zaczęła się naprawdę martwić. Szybkim krokiem udała się do pokoju Camili. To była jej ostatnia nadzieja. Dziewczyna wparowała jak burza do pomieszczenia, lecz jej nadzieja wyparowała szybciej niż się pojawiła- pokój był pusty. Alex nie wiedziała co robić. Pierwsze co jej przyszło na myśl do zadzwonienie do niej, ale jej komórka leżała na blacie kuchenki. Dziewczyna zaczęła chodzić krążyć po pokoju. Po 5 minutach uspokoiła się i stwierdziła, że poczeka jakiś czas. „Nie ma co się denerwować. Pewnie tylko poszła się przejść”- pomyślała.
Minęła godzina. Alejandra nie mogła dłużej czekać. Musiało się coś stać. Nie wiedziała co ma robić. Przeszukanie całego Buenos Aires trochę jej zajmie, tym bardziej jak będzie to robić w pojedynkę. Czuła się bezradna. Usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać kontakty w swoim telefonie. Wtedy doznała olśnienia. Szybko przejechała palcem po ekranie odnajdując kontakty na literę „M”. Wybrała upragniony kontakt. Jeden sygnał… Drugi… Trzeci… Czwarty… Dziewczyna zaczęła się niecierpliwić. Piąty sygnał… W końcu odebrał! Usłyszała zaspany głos.
-Halo?
-Maxi słuchaj – chłopak jej przerwał.
-Czemu dzwonisz tak wcześnie?
-Nie ważne! Jest u ciebie Cami?
Chłopak momentalnie się ożywił.
-Nie. A coś jej się stało?
-No właśnie nie wiem. Nie ma jej już ponad godzinę. Martwię się o nią.
-Poczekaj zaraz u ciebie będę!- powiedział już bardzo nerwowo i szybko się rozłączył. Alex uśmiechnęła się pod nosem. „To skarb mieć takiego chłopaka”- pomyślała. Po chwili zadzwoniła jeszcze do Francesci. Obydwoje mieli za chwilę się zjawić.
**
Maxi błyskawicznie przyszykował się do wyjścia (gdy rozmawiał z Alex ledwo co się obudził). Już zmierzał do drzwi. Sięgnął po kurtkę, chciał już nacisnąć klamkę i wyjść…
-Maxi, gdzie idziesz?- spytała jego matka.
-Ja… muszę się przejść.
Nie pozwolił kobiecie nic więcej powiedzieć, tylko wyszedł.
**
-Hej, Fran.
-Hej. Jest Maxi?
-Nie, trochę to dziwne bo jak mu powiedziałam, że nie ma Cami to dostał speeda- zaśmiała się.
-O, już idzie.
Chłopak biegł, prawie mu tchu zabrakło. Podszedł do progu drzwi i pokazał dziewczynom głową, aby wyszły na zewnątrz. Francesca i Alex nie zastanawiały się długo i podeszły do przyjaciela.
-Jakieś pomysły gdzie może być?- zapytał Maxi.
-Żadnego.
Przyjaciele stali w ciszy przez jakiś czas, aż nagle….

 __________________
Aż nagle co? :D
Przepraszam miał być wcześniej (wczoraj xd) i miał być dłuższy, ale nie wyszło.
4 komentarze = next, nie będzie 4 nie ma rozdziału.
Im więcej komentarzy tym dłuższy rozdział >:) Muahahaha! Ja zua! xD

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział XXXI / 31

4 komentarze:
-O, Maxi… -kobieta nie wiedziała co powiedzieć. Dyskretnie dała znak mężczyźnie aby się schował. Zrobiła to na tyle dyskretnie, że Maxi do doskonale zobaczył.
Stali tak przed sobą nie wiedząc co powiedzieć. Kobieta próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Postanowiła odwrócić kota ogonem.
-Maxi, już wróciłeś. Gdzie byłeś tak długo?- zapytała. Doskonale wiedziała, że syn coś przed nią ukrywa.
-Ja… No ten… Byłem… Em… Halo?- chłopak wyciągnął swojego smartfona, udawał, że z kimś rozmawia. –Sory mamo, to ważne. Co mówiłeś?
Chłopak szybkim krokiem udał się do swojego pokoju. Matka prowadziła go wzrokiem póki nie zniknął za ścianą. Kobieta podeszła do skórzanego fotela i delikatnie na nim usiadła. Na jej twarzy lekko pokrytej zmarszczkami można było zobaczyć zdenerwowanie. Niepokoiła się o swojego syna, dziwnie się zachowywał. Jednocześnie bała się, że Maxi usłyszał jej rozmowę z przyjacielem i ostatnia rzecz, której bała się najbardziej było to, że historia się powtórzy.
-Nie pozwolę na to- wymamrotała i lekko przymknęła zmęczone powieki.
**
Chłopak zamknął białe drzwi od pokoju i lekko się o nie oparł. To już go przerastało. Chciałby wykrzyczeć całemu światu, że jest z Camilą, ale nie może, bo wtedy brutalność całego świata się na niego zwali. Do tego jeszcze jego mama o tym, w pewnym sensie, wiedziała, a to ona była najbardziej przeciwna temu związku. Na samą myśl o tym zrobiło mu się słabo.  Gdy jego matka już będzie tego pewna nie obędzie się bez tłumaczenia się. Z drugiej strony nie chciał narażać Camili. Nie wiadomo co ten typ jej zrobi jak zobaczy ich razem. Musiał ją ostrzec.
**
Był wczesny ranek. Słońce ledwo wzeszło ponad horyzont, tworząc blado żółtą poświatę. Lekko oświetlało ono krople porannej rosy. Rudowłosa dziewczyna wkładała swoją brązową kurtkę by za chwilę udać się na spacer po lesie. Przez całą noc nie mogła zasnąć. W końcu postanowiła coś ze sobą zrobić- wyjść na dwór. Całą noc głowę zaprzątały jej, właściwie już ex przyjaciółki. Chciała teraz wyjść i zostawić swoje problemy w domu.
Dziewczyna szła wąską, kamienistą dróżką. Otaczały ją wysokie, budzące się do życia drzewa, lecz ona na to nie zwracała uwagi. Miała głowę w chmurach. Nie zważała na to gdzie idzie, nogi same ją prowadziły. Po 15 minutach Camila „obudziła się”. Co za tym idzie zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia gdzie się znajduje. Serce zaczęło jej mocniej bić. Co gorsza nie mogła sobie przypomnieć, z której strony przyszła. Zaczęła nerwowo rozglądać się we wszystkie strony. Szukała choćby najmniejszej znajomej rzeczy. Niestety wszystko na nic.
-Jest dobrze. Camila jesteś silna. Dasz sobie radę- mówiła do siebie.
Dziewczyna poszła prawą dróżką, którą wybrała na chybił trafił. Po chwili żałowała swojej decyzji. Im bardziej się zagłębiała, tym bardziej była przestraszona. Nigdy nie była w tej części lasu. Nie wiedziała co robić. Z bólem przyznała się sobie, że się boi. Po chwili doznała olśnienia. Zaczęła przeszukiwać swoje kieszenie. Jej radość nie trwała długo. Nie mogła znaleźć swojego telefonu.  „Musiałam go zostawić w domu”- pomyślała. Zaczęła chodzić w tą i z powrotem we wszystkie strony. Z każdą minutą czuła się coraz gorzej. W końcu usiadła na dużym kamieniu. Musiała to powiedzieć. Nie chciała dopuścić tego do myśli, ale to było oczywiste.
-Zgubiłam się.

________________________
Co wy na to? Mi się średnio podoba, ale ocenę pozostawiam wam :)

Przeczytałeś/aś? Skomentuj! To daje motywację do dalszego pisania!

niedziela, 16 lutego 2014

No siema :))

5 komentarzy:
Witam!
Wracam po dłuuuuugiej, mniej więcej 3-tygodniowej przerwie. Od jutra oficjalnie mam ferie (Jeeeej! <3), więc mam teraz czas na pisanie.
Pierwsze pytanie do was: wolicie żebym pisała więcej rozdziałów czy one shot'ów ? Gdzieś tu ----->
powinna się pojawić ankieta, możecie też napisać opinię w komentarzu. Możecie też podać pomysł na one shot'a albo czego oczekujecie w rozdziale :) Jeżeli będzie dużo komentarzy to może uda mi się jeszcze dzisiaj cuś napisać ;) Możecie spodziewać się przez te 2 tygodnie dużo rozdziałów lub one shot'ów :))
A propos rozdziałów, gdy je czytam mam ochotę walnąć się w łeb i wszystko zacząć od początku... Ale wam się chyba podoba... No nie ważne.
Dziękuje za ponad 15 700 wejść! <3
Jak wam się podoba nowy wystrój bloga? Jeszcze nie dopracowany. Ostatnio wciągnęłam się w grafikę komputerową i robienie szablonów... A co tam u was?
Ja mam taki zaciesz- na igrzyskach olimpijskich Polacy zdobyli 4 złote medale! Tego jeszcze nigdy nie było! No nie będę wam już zanudzać moją fascynacją sportem...
Do zobaczenia, nie... Do napisania? No, cześć :)