wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 4

4 komentarze:
Camila:

    Ja i Fran postanowiłyśmy iść do "naszej " kafejki. Była tylko kilka metrów od szkoły Studio OneBeat. To było miejsce do którego chodziłyśmy już jako małe dziewczynki. Wtedy nie myślałam nawet, że dostanę się do takiego miejsca jak ta szkoła muzyczna. Tylko jedna rzecz mi się nie podoba w tym miejscu. Nie rzecz tylko jedna osoba. Tą osobą jest ten chłopak. Tak mało czasu tam spędziłam, a już mam wroga. On mnie wpienia, przez niego jestem strasznie wybuchowa, agresywna. Wszystko przez niego. Całe zło tego świata stało się wtedy gdy ON się urodził. On jest sługusem szatana.
   Gdy doszłyśmy na miejsce przy '"naszym" stoliku siedział ten baran. Chciałam już tam do niego podejść i przemówić mu do rozumu, ale Fran mnie powstrzymała.
-Cami, możemy przecież usiąść gdzie indziej. W tym dniu powinnyśmy świętować, dostałyśmy się do najlepszej szkoły muzycznej w całym Buenos Aires.
-Wiem, wiem Fran. Jednak, wiesz że ja i ON od razu się nie polubiliśmy. Pałamy do siebie istną nienawiścią. Widziałam w jego oczach gniew. One chciały zabić wszystkich ludzi, ja mu nic nie zrobiłam. Ja się tylko broniłam. Broniłam się Fran.
-Cam przestań, mówisz jakbym była sędzią,a ty byś była oskarżona o morderstwo. On jest bardzo przystojny, już ci to mówiłam.
    Fran szczerzyła się jak nigdy. Gdy o nim mówiła ciągle była jakoś dziwnie wesoła. To było trochę podejrzane, a może to tylko zbieg okoliczności? Ona chyba nie zakochałaby się w takim idiocie. No wprawdzie tylko mnie obrażał, do niej nie powiedział żadnego złego słowa, tylko się przywitał. Może nie jest wcale taki zły. Może kiedyś będą parą. Co ja wtedy zrobię? Będę nienawidziła chłopaka swojej najlepszej  przyjaciółki. Jesteśmy z Fran jak siostry. Znamy się od przedszkola. Pamiętam jak się pierwszy raz spotkałyśmy.

Był wtedy poniedziałek. Pierwszy dzień szkoły. Czekałam na niego tak długo. Weszłam do małej sali w której mieliśmy mieć tam zajęcia. Od razu wypatrzyłam miejsce przy oknie w pierwszej ławce. Podeszłam do mojego celu. Przede mną doszła tam pewna czarnowłosa dziewczynka. Usiadła na miejscu, na moim miejscu. Na miejscu obok siebie położyła swój różowy plecak. Spytałam jej z uśmiechem na ustach czy mogę usiąść, a ona od powiedziała, że nie. Bardzo się zezłościłam. Sama złożyłam jej plecak z drewnianego krzesełka. Fran otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Zajęłam miejsce obok niej. Po chwili pani weszła do sali, kazała mi i Fran na środku klasy przedstawić się. Wtedy okazało się, że mamy te same za interesowania. To samo sprawiało nam radochę. Z tego samego powodu byłyśmy smutne. Po kilku dniach byłyśmy najlepszymi koleżankami, wymieniłyśmy się numerami telefonów. Zaledwie miesiąc później stałyśmy się nierozłączne, mówiono na nas papuszki nierozłączki. 

   Pamiętam to tak dobrze. Od tamtej chwili minęło już tyle lat. Między nami jest wciąż tak samo. Czasem są drobne sprzeczki, ale zawsze się godzimy. Nasze sprzeczki zwykle są na temat ubrań. Fran mówi, żebym bardziej kobieco się ubierała. Ja na to się nie zgadzam, mówię że mam inny styl. Jeszcze tylko nie było kłótni o chłopaka. Taka kłótnia nigdy nie nastąpi, mamy w ogóle inne typy. Ja lubię złych chłopców. Kiedyś spotykałam się z chłopakiem, który ubierał się jako gangster. Jednak jego dusza była łagodna jak baranek. Natomiast moja Fran lubi chłopaków ułożonych, łagodnych, spokojnych, ambitnych. Jak teraz tak się nad tym zastanawiam. Ten idiota nie ma w ogóle nic wspólnego z ideałem mojej przyjaciółki.

Fran:
 
   Nie mogę tego wytrzymać. Cami jak widzi te ciacho to się dziwie zachowuje. W jej oczach widać istny mord. Mówiłam jej, żeby się uspokoiła, ale ona mnie w ogóle nie słucha. Teraz się tak dziwnie wyłączyła, ciekawe o czym myśli. Chciałabym zobaczyć co się kryje w jej główce. Chciałabym wiedzieć, to wszystko.
-Hej dziewczyny. Co was tu sprowadza?
  Spojrzałam na twarz, która wypowiadała te słowa. Był to bardzo przystojny chłopak, miał uroczy uśmiech. Był najprzystojniejszym chłopakiem jakiego spotkałam w całym moim życiu.
-Hej. Chciałyśmy napić się kawy.
  Spojrzałam w jego oczy, można się w ich zatonąć. Ciekawe jak się nazywa. Chciałabym poznać imię chłopaka w którym się CHYBA zakochałam. Czy to może być miłość od pierwszego spojrzenia?
-Jestem...

*********************************************************************************************************************************************
Przepraszam ale mam problemy ze wzrokiem. Przez dwa dni nie będę miała okularów przez co słabo widzę. Przepraszam za wszystkie błędy.
Jak wam podoba się rozdział?

Justyna <3

sobota, 21 czerwca 2014

One Shoty

3 komentarze:
Witam! Był ostatnio ogłoszony konkurs na OS, ale dostałyśmy tylko jedną pracę :c Jest to praca Weroniki! Jeszcze nie wiem jakie będą nagrody. Obgadam to z dziewczynami i zaktualizuję posta ;)
A oto jej praca

Caxi ,,Czerwona ławka"
Tak! To już jutro. Moje święto. Moje 17-e utodziny. Urodziny, które zmienią moje życie. Urodziny, które zdecydują o moim dalszym życiu. Życiu, które zupełnie może się zmienić.
 Postanowiłam wyznam mu prawdę, powiem mu co czuję. Wyznam mu moją miłość, a może jednak. Nie, tak łatwo się nie poddam. Będę walczyć o moją miłość. Miłość, która jest nie możliwa.
                   22:06 Buenos Aires
Nie mogę spać. Zastanawiam się nad jego reakcją, przecież to mój najlepszy przejaciel, a ja. A ja wyznam mu moje uczucie, którym go darze. Może powinnam mu dać małą karteczkę z wyznaniem miłości, a potem uciekne. Nie to nie może być tak. Muszę mu to powiedzieć sama, patrząc mu prosto w oczy. Może on mnie wyśmieję. Przestanie chcieć być moim przyjacielem, może nawet nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Zacznie mnie unikać. Camila opanuj się, to tylko najgorsze z opcji! Na pewno będzie dobrze. Nadal będziemy przyjaciółmi, a może nawet kimś więcej. Już nie martwię się idę spać.
                  23 wrzesień 2014
Tak to dziś. Moje urodziny. Wstałam leniwie z łóżka. Poszłam pod zimny prysznic, nałorzyłam czyste ubrania. Dziś sobota. Cały dzień mogę odpoczywać. Jednak nie pójdę się przewietrzyć.
Szłam wolno, ciągle miałam w głowie jedno pytanie. Czy ktoś pamiętał?
Doszłam do pięknej czerwonej ławki. Ten kolor kojarzył mi się z miłością. Obok niej stała biała, ta ,,należąca" do Violi i Leona. Może ta będzie należała do mnie i Maxi'ego. Wszystko jest możliwe.
Rozmyślałam jeszcze chwile. Poczułam zimne ręce na twarzy. Miałam nadzieje, że to może on, lecz się pomyliłam. Obok mnie usadowiła się Fran i Viola. Zaczęły piszczeć jak jakieś wariatki. Następnie zaczęły wrzeszczeć na cały głos. Chciały mi złożyć życzenia jako pierwsze. Zrozumiałam z tego tylko nieliczne słowa. Reszta brzmiała jak rozmowa kosmitów z jakiejś odległej planety. Co mnie rozśmieszyło. Dziewczyny jednak nie mogły ze mną długo posiedzieć i poszły śmiejąc się na głos.
Chyba przez nie każdy wie, że mam dzisiaj urodziny. Chciałam już wstać z tej pięknej ławki, ale coś mi na to nie pozwalało. Może to ja sama. Spojrzałam przed siebie.
Przede mną stał rycerz na białym koniu. Maxi Ponte siedział na białej klaczy, wyciągnął do mnie rękę. Ja mocno ją uchwyciłam i weszłam na konia.
Jechaliśmy już parę dobrych minut, przez ten cały czas trzymałam rękami jego umięśniony tors. Nie tylko dlatego bo się bałam, ale też chciałam go dotknąć.
Spojrzałam przed siebie byliśmy na plaży. Zobaczyłam płatki róż układające się w serce. W środku był bukiet stokrotek, a obok niego czerwone wino. Maxi pomógł mi zejść z klaczy. Mężczyzna zaprowadził mnie na miejsce, usiedliśmy, wypiliśmy czerwone wino, było wszystko jak w bajce. W pewnym momencie Maxi wstał, podszedł do dużej skały i wyjął za niej gitarę. Zaczął mi śpiewać, śpiewał tak pięknie, po chwili dołączyłam do niego. Nasze głosy tworzyły całość. Idealnie ze sobą współgrały.
Bawiliśmy się jeszcze długo, jednak o 21.30 postanowiliśmy już wracać. Jechaliśmy dłuższy czas, zobaczyłam czerwoną ławkę. Maxi zatrzymał konia zsiadł z niego, a następnie pomógł mi w tym.
Usiadłam na ławce, obok mnie usiadł Maxi. Spojrzał na mnie tymi pięknymi oczyma.
-Camila ja nie wiem jak ci to powiedzieć. Już wiem podobasz mi się i to bardzo. Błagam uczyń mnie najszczęśliwszym chłopakiem na tej ziemi i zostań moją dziewczyną. Cami ja ciebie kocham.
-Maxi... Tak zgadzam się! Będę twoją dziewczyną! Ja też cię kocham.
Maxi zbliżył się do Camili i ją pocałował. Pocałunek wyrażał wszystkie ich emocje. Kochali siebie odkąd pamiętają, jednak dopiero teraz wyznali to sobie.

Działo się to wszystko na tej czerwonej ławce, która teraz ,,należy" do nich. Jest symbolem ich miłości.

Brawa dla Weroniki! 

Żeby nie było tu tak pusto to również opublikuję swój os, którego inną wersję możecie przeczytać tutaj. Jednak tutaj zamieszczam oryginalną wersję. Zapraszam do czytania :)

Sztuką nie jest zadręczać się po śmierci bliskiej osoby. Sztuką jest pogodzić się z jej odejściem, aby mogła zaznać szczęścia w Raju.

Ból. Ten cholerny ból po stracie ważnej osoby. Czujesz pustkę. Pustkę, której nikt w żaden sposób nie może zapełnić. Ona odczuwała to bardzo mocno. Nie mogła się pogodzić z myślą, że nigdy go nie zobaczy, nie przytuli, nie pocałuje. Znała go tak krótko, a mimo to pokochała go całym sercem.
Siedziała w trupo białym pomieszczeniu. Tempo wpatrywała się w ścianę. Straciła bardzo ważną dla siebie osobę. Nadal nie mogła w to uwierzyć. Łzy, gorzkie łzy niekontrolowanie spływały po jej twarzy. Była cała blada, lekko się trzęsła. Do sali wszedł dobrze zbudowany mężczyzna. Równie przygnębiony jak rudowłosa kobieta. Nic nie mówiąc usiadł obok niej, na białym łóżku. Również zaczął się patrzeć w ścianę przed sobą. Ich twarze nie wyrażały żadnych uczuć, ale w środku zwijali się z bólu. Oto co robi z ludźmi strata dziecka.
-Czemu to się tak skończyło?- zapytała cicho kobieta drżącym głosem.
Mężczyzna nic nie odpowiadał.
-Czemu akurat my? Czym zawiniliśmy? Coś zrobiliśmy nie tak?
Mężczyzna nadal nic nie mówił. Objął kobietę ramieniem i przyciągnął do siebie.
-Facundo? Odpowiesz mi?
Jednak on nadal milczał. Kobieta wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem.  Jej oczy były czerwony od płaczu, jednak nie mogła już płakać, jakby łzy jej się skończyły. Cierpiała, bardzo cierpiała. Próbowała tego nie pokazywać, ale to było silniejsze od niej.
-Cande, co mam ci powiedzieć. Jestem równie wytrącony z równowagi jak ty… -przełknął głośno ślinę. –Ale musimy się z tym pogodzić. Nie ma innej rady.
-Jak mam się z tym pogodzić?! Czy ty siebie słyszysz?! Straciliśmy dziecko, a ty mówisz takie coś. Myślałam, że cie znam po dwóch latach małżeństwa- powiedziała, z każdym zdaniem coraz bardziej zdenerwowana Candelaria.
-Cande- zaczął spokojnym tonem. –Uspokój się trochę… Wdech, wydech, lepiej?- kobieta przytaknęła. –To co ci powiedziałem powie ci każda osoba, którą spotkasz.
Kobieta rozpłakała się. Pozwoliła łzą żywnie spływać po jej policzkach, a następnie na koszulę jej męża. Jej łzy powoli moczyły jego ubranie, lecz oni nie zwracali na to uwagi. Stracili poczucie czasu. Nie wiedzieli czy minęły godziny, minuty, dziesiątki minut zanim się uspokoiła. W swoim towarzystwie tracili poczucie czasu, nawet w takiej sytuacji. Trwała cisza. W końcu Candelaria się odezwała.
-Chciałabym zrobić dla niego skromny pogrzeb. Tak, żebyśmy byli my, Lodovica, Valeria i dwie osoby, które ty wybierzesz…
-Ruggero i Diego.
-Żeby nie robić z tego nie wiadomo czego, ale też żeby godnie go pochować.
*
Był to pochmurny dzień. Sześcioro dosyć młodych ludzi zebrało się na malutkim cmentarzu, w jednej z dzielnic Buenos Aires. Wszyscy ubrani na czarno żegnali chłopca, którego co prawda nie znali, ale wszyscy pokochali. Straszy ksiądz wygłaszał swą mowę nad małą, drewnianą trumienką, lecz uczestnicy sprawiali wrażenie jakby go nie słuchali. Wszyscy byli pogrążeni w melancholijnym nastroju. Gdy ksiądz umilkł każdy po kolei podszedł i ostatecznie pożegnał się dzieckiem.
-Śpij dobrze kochanie- powiedziała i pocałowała swojego synka w zimne czoło Candelaria.
Trumna została zakopana, wszystkie formalności załatwione. Grupa udała się wolnym krokiem do rezydencji państwa Gambande. Zatrzymali się przed drzwiami.
-Chcecie żebyśmy zostali z wami czy… -zaczęła Włoszka.
-Zostawcie nas samych.
-Dobrze.
Cztery osoby udały się w swoje strony, podczas gdy Candelaria i Facundo weszli do domu. Ona rzuciła się na kanapę w salonie, on opadł na pobliski fotel. Trwali tak rzez dłuższy czas. Oboje wpatrywali się bez celu w ściany.
-Facu…
-Tak, kochanie?
-Podaj mi proszę whisky.
-Ale jesteś pewna Cande?
-Tak, podaj.
Mężczyzna podszedł do szafki i wyjął dosyć sporą butelkę, po drodze chwycił dwa kieliszki i podał to żonie. Ta nalała sobie trochę do naczynia i napiła się. Mężczyzna zrobił to samo. Po kilku kolejkach zaczęli ze sobą swobodnie rozmawiać, a po następnych języki zaczęły im się powoli plątać. W pewnym momencie zatonęli w namiętnym pocałunku. Ten przerodził się w nierówną walkę o dominację, a ona w gorącą noc pełną wrażeń…
*2 miesiące później*
-Cande, wróciłem!
Wykończona kobieta wyszła z łazienki z lekkim uśmiechem na twarzy. Jej mąż był wyraźnie zmęczony po całym dniu pracy, a mimo tego odwzajemnił jej uśmiech.
-Coś się stało? Już ci mdłości przeszły?
-Nie do końca, ale czuje się już lepiej.
-A skąd ten uśmiech? Nie żebym narzekał- powiedział i cmoknął żonę w usta. Ona uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
-Facu, my… my…
-My?
-Będziemy mieli dziecko!
Brunet posłał żonie promienny uśmiech po czym namiętnie ją pocałował.

Pozdrawiam i czekam na komentarze! <3

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 3

2 komentarze:
Cami
Stałam przed tablicą z wynikami po raz kolejny wodząc po niej wzrokiem. Nawet nie zauważyłam, a moje usta same się otworzyły. Na pewno miałam rozczarowany i za razem dziwny wyraz twarzy.
-Co?- usłyszałam drwiący głos za sobą. Z zaciśniętymi zębami odwróciłam się w stronę natrętnego chłopaka. -Nie dostałaś się?
Posłałam mu przesłodzony, sztuczny uśmiech.
-A co się tak mną interesujesz? Twoje życie jest tak nudne, że wtrącasz się w cudze? Może zajmiesz się swoimi sprawami.
-Czyli się nie dostała...- mruknął z przekąsem chłopak.
Czułam jak się we mnie gotuje. Kim on w ogóle jest, za kogo się uważa, że wtrącać się w moje sprawy?! Poważnie zaczął działać mi na nerwy.
Gdy zobaczył, że nie odpowiadam zaśmiał się drwiąco. W tym momencie nie wytrzymałam.
-Nie ja się nie dostałam tłumoku tylko moja przyjaciółka! Następnym razem bądź tak miły i nie wtrącaj się w nie swoje sprawy!- krzyknęłam na całe Studio. Na szczęście było w nim mało osób.
-Jak to?- usłyszałam cienki głos niedaleko siebie. Momentalnie przeniosłam tam wzrok. Francesca. Jej oczy lekko się zaszkliły.
-Fran...- chciałam jej to wytłumaczyć, ale ona gestem ręki mnie uciszyła i podeszła do list. Zaczęła przeczesywać je wzrokiem pierwszy raz, drugi, trzeci. Za każdym razem do jej oczy napływało coraz więcej łez.
Niepewnie podeszłam do niej.
-Kochana, to jest jakiś błąd. Jestem tego pewna.
Lecz ona tylko pokiwała przecząco głową próbując nie rozpłakać się.
-Cami, w takich instytucjach, przy tak ważnych rzeczach nie popełniają błędów- powiedziała, po czym szybkim krokiem wyszła z budynku.

Francesca
Szłam, szłam i szłam. Nie wiedziałam gdzie i nie wiedziałam jak długo.
Tak ciężko pracowałam, żeby dostać się do Studia. To było dla mnie sporym wyzwaniem. Nie mogłam zrozumieć czemu tak się stało.
Usiadłam na najbliższej ławce i pogrążyłam się w dalszych przemyśleniach. Po paru minutach przed oczami mrugnęły mi rude loki, a tuż po tym moja przyjaciółka siedziała obok mnie.
-To na pewno pomyłka- powiedziała.
-Nie.
-Fran nie ma co się załamywać są inne świetne uczelnie!
-Ale Cami, ja na prawdę napracowałam się żeby tam się dostać, a tu mak...
-Figa Francesca.
-Co figa?
-Nieważne.
Siedziały przez chwilę razem w ciszy. Żadna nie wiedziała co powiedzieć. W końcu rudowłosa postanowiła przełamać to.
-Wiesz, ja chyba zrezygnuję.
-Z czego?!- powiedziałam żywiej niż planowałam.
-Ze Studia, bez ciebie to nie to samo.
-Nie Camila, nie pozwalam ci! Nie możesz przeze mnie marnować swojej przyszłości.
-Jakie od razu marnować? Wiesz nawet teraz pójdę o tym powiedzieć dyrektorowi.
-Nie!- krzyknęłam, ale ona już pobiegła. Szybko udałam się za nią. Po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Camila zatrzymała się przed salą dyrektora.
-Nie zrobisz tego- powiedziałam.
-Tak? To patrz- powiedziała po czym zapukała do drzwi i weszła do środka, ja za nią.
Na końcu pomieszczenia, przy biurku zobaczyłyśmy miło uśmiechającego się mężczyznę. Był na naszych egzaminach, o ile się nie mylę był to Pablo.
-Proszę dziewczyny, właśnie miałem was szukać. Camila Torres i Francesca Resto, tak?- przytaknęłyśmy ze zdziwieniem. Dyrektor wyjął z teczki jakieś dwie kartki papieru. -Proszę- podał je nam. -Dostali je wszyscy uczniowie, którzy się dostali. Są to...
-Przepraszam Pablo- zaczęłam.-Ale musiałeś się pomylić, bo ja się nie dostałam.
Mężczyzna zrobił zdziwioną minę.
-Jak to? Kto ci to powiedział? Dostałaś się i to ze świetnymi ocenami.
-A-ale na listach nie ma mojego nazwiska.
-Jak to nie ma? Musi być.
Wyszedł z sali, a my za nim. Byłam bardzo zdziwiona zaistniałą sytuacją. Podeszliśmy do list.
-Powinnaś być na liście zaraz po panu Ramosie- powiedział bardziej do siebie nuż do nas. Przeszukał listę wzrokiem w poszukiwaniu tego nazwiska.
-Jest- mruknął.
Patrzył się na kartki przez moment. Sięgnął po kartkę na, której było nazwisko wyżej wymienionego ucznia.
Odetchnęłam z ulgą. Okazało się, że ktoś nieumiejętnie przypiął kartki zasłaniając tym samym jej nazwisko.
-Proszę, jest- powiedział Pablo z uśmiechem.

____________________________________________
Taki trochę krótki, ale jest xD

wtorek, 17 czerwca 2014

Nie pozwólmy jej odejść!

1 komentarz:
Kochani! Świetna osoba, jak i blogerka została źle potraktowana. Postanowiła usunąć swoje konto i prawie usunęła bloga. Pewnie większość, jak nie wszyscy znają ją bardzo dobrze. Mowa tu o Carrots Kabum/ Weronice. Genialnie pisze <3
Wejdźcie tu, proszę.

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 2

1 komentarz:
Po egzaminach Francesca chodziła zdenerwowana, a Camilla pisała coś w swoim notatniku.
-Jak ty możesz tak siedzieć!? Nie boisz się!?-spytała zestresowana Włoszka
-Fran co ma być to będzie. Najwyżej pójdę do innej szkoły-odpowiedziała obojętnie. Wcale tak nie było. Ona tylko udawała. W środku bała się. Po jej głowie nadal chodził pewien chłopak. Myślała o tym jak fajnie byłoby mu przywalić. Była wściekła, a zarazem zestresowana.-Pójdę do łazienki.
-Dobrze, ale pospiesz się. Za pół godziny wyniki!?-krzyknęła na pół korytarza.
-Fran nie drzyj się tak. Przecież nie będę załatwiać potrzeb fizjologicznych półgodzin-odpowiedziała ruda i odeszła od przyjaciółki. Po chwili wpadła na kogoś....-Czy ty naprawdę nie potrafisz chodzić!?-spytała wściekła chłopaka z którym tego dnia miała już do czynienia.
-To ty nie potrafisz chodzić! Jesteś strasznie niezdarna!-wykrzyczał te słowa z taką arogancją, że dziewczyna miała ochotę go spoliczkować. Na jego szczęście w porę się opanowała.
-Jesteś idiotą. Nie mam ochoty rozmawiać z kimś takim jak ty!
-Ja żeby z tobą rozmawiać musiałbym zniżyć mój poziom.
-To ja jeśli chodzi o poziom, żeby zniżyć się do twojego musiałabym wykopać dół o wysokości dziesięciu metrów...Jesteś żałosny-rzuciła na odczepne i wróciła do przyjaciółki.
-Znowu spotkałaś tego przystojnego chłopaka?-spytała Fran pisząc sms-a. Cami spojrzała na nią jak na kosmitkę.
-Chodzi Ci o tego obrzydliwego głupka?-spytała z odrazą Cami
-On jest przystojny.
-Ale wygląd to nie wszystko. Skoro tak Ci się podoba możesz do niego iść!-uniosła się
-O co Ci chodzi Cami? Zachowujesz się jak żółwica w ciąży!
-Mówi się kobieta w ciąży! A poza tym przepraszam. Jestem na niego zdenerwowana. Nie lubię takich ludzi, a ty dobrze o tym wiesz.

Cami:
-Camilla przecież ty go nie znasz. Może jest inny niż Ci się wydaje!
-Nawet mnie nie przeprosił! I w dodatku powiedział, że jestem niezdarna! Mam nadzieję, że nie będę go często widywać. To co ten chłopak wyprawia jest tak samo żałosne jak on.-gdy to powiedziałam usłyszałam piękny głos. Jakiś chłopak śpiewał w sali za nami. To było niezwykłe, a ta piosenka była jeszcze piękniejsza. Gdy weszłam do środka zobaczyłam. Ugh....tego chłopaka z którym się wcześniej kłóciłam. Muszę jednak przyznać, że ma niesamowity talent. Gdy mnie zobaczył przestał grać i zaśmiał się szyderczo.
-Tak wiem jestem nieziemsko przystojny i do tego bardzo utalentowany-powiedział zanim zdążyłam skomentować tą niezręczną sytuację.
-Owszem masz talent i jesteś przystojny, ale za to w głowie masz pustkę.
-Ty jesteś ładna, ale rozum masz jak blondynka.
-Wiesz kim jesteś. Jesteś zadufanym w sobie facetem kochającym tylko siebie. Nie mogę na Ciebie patrzeć. Twoje zachowanie jest okropne!!!-wykrzyknęłam-Mam tego dosyć!-gdy to powiedziałam odeszłam z sali, ale po chwili musiałam wrócić, ponieważ nauczyciele wołali osoby zdające egzamin w tym roku. Na kartce z wynikami odczytałam swoje imię, ale nigdzie nie mogłam znaleźć imienia mojej najlepszej przyjaciółki.
******************************************************************************************************************************************************************Hejka! To ja Gabi z tym beznadziejnym rozdziałem. Co o nim myślicie? Przekazuję wam również wiadomość od naszej trójki.
Z okazji rocznicy bloga która niedługo nastąpi organizujemy konkurs na OS o tematyce urodzinowej. Pary mogą być dowolne! Macie czas na przysyłanie OS'ów do 15 czerwca. 16 będą ogłoszone wyniki :* Prace wysyłajcie na maila: alex.8.portal@gmail.com :)

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 1

3 komentarze:

   Roztargniona, rudowłosa dziewczyna wychodziła właśnie z domu. Z rąk wypadły jej kartki. Była już spóźniona na spotkanie ze swoją przyjaciółką. Miały razem iść na egzaminy wstępne do prestiżowej szkoły muzycznej - Studia One Beat. Nastolatka zebrała szybkim ruchem zapisane kartki, które okazały się mokre. Kilka sekund temu wpadły do malutkiej kałuży. Siedemnastolatka jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Szybkim krokiem udała się w stronę parku. Przyspieszyła kroku gdy ujrzała siedzącą na ławce dziewczynę o kruczoczarnych włosach i piwnych oczach. Włoszka już na nią czekała.
-Camila za pięć minut mamy egzamin. Jeśli się nie pospieszymy to nie zdążymy. Rozumiesz? - przyjaciółka dziewczyny była bardzo zdenerwowana.
-A gdzie "Cześć! Jak miło cię widzieć. Jak ci minął dzień?" - zapytała ją rudowłosa.
   Francesca jednak nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi. Szybko wstała z ławki i oddaliła się w przeciwną stronę. Camila pognała za nią. Po chwili zrównały tempo marszu. Podczas drogi nie odzywały się do siebie. Francesca zamyśliła się. Myślała o jej dalszym życiu bez Studia jakby nie udało jej się dostać na wymarzoną uczelnię. Nie tylko o tym. Myślała o wszystkim - o muzyce, o szkole, o swojej przyszłości i o tym jak na nią wpłynie muzyka oraz szkoła. Czy znajdzie chłopaka, czy i czy założy rodzinę. Włoszka nie patrzyła gdzie idzie. Była w innym świecie. Jej własnym. Miała głowę w chmurach w złym miejscu i o złej porze. Już po trzech krokach wpadła na drzewo. Odczuwała piekielny ból w skroni. Podniosła się patrząc przy tym na zegarek. Za dwie minuty zaczynały się egzaminy. Fran zaczęła biec w morderczym tempie. Dołączyła do niej Camila.
   Rudowłosa miała już dość. Jej nowa piosenka wylądowała w kałuży. Nie wiedziała co będzie śpiewać na egzaminie ze śpiewu. Miała już w głowie same czarne scenariusze. Oblane egzaminy, nie dostanie się do wspaniałej szkoły i oddalenie się od jedynej przyjaciółki.
   Po pewnej chwili dobiegły do szkoły. Korytarz był pełny uczniów. Obie dziewczyny zaczęły się rozglądać chcąc zapamiętać wszystkie szczegóły. Bały się, że więcej już tu nie wrócą.
   Nagle na Camilę wpadł chłopak w kolorowej czapce z godłem szkoły. Pod wpływem pchnięcia dziewczyna się wywróciła. Chłopak jednak nie miał zamiaru jej przepraszać. Nie myślał nawet o tym by pomóc dziewczynie.
-Jak ty chodzisz? Patrz pod nogi!! - wysyczała dziewczyna w twarz chłopakowi.
-Sama uważaj! Trzeba było się przesunąć. - powiedział jej prosto z mostu.
   Dziewczyna zdębiała. W jego głosie można było wyczuć ironie. Tego nie dało się nie zauważyć. Chłopak miał już się oddalać, ale rudowłosa podstawiła mu nogę przez co się wywrócił. Camila zaśmiała się pod nosem. Po chwili usłyszała zimny głos.
-Egzamin ze śpiewu zaczynamy. Pierwszą prosimy Camille Torres.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ta da. Co o tym myślicie.
Klawiatura mi nie działa. Sorki.


Justyna xD

  

poniedziałek, 19 maja 2014

Prolog

7 komentarzy:
On i ona. Dwa różne charaktery, a jednak podobne.
On jest niepoprawnym romantykiem, ona cichą myszką, ale potrafiącą walczyć o swoje.
Oboje mają twardą, grubą skorupę pod którą kryje się ich wrażliwa część. Nie dadzą się presji otoczenia. Dużo przeszli. Mają za sobą nieciekawe dzieciństwo- jego rodzice są alkoholikami, on sam dopuścił się kilku małych kradzieży. Jej rodzice są pracoholikami, nigdy się nią nie przejmowali, jakby jej nie chcieli.
Każde z nich ma jednego zaufanego przyjaciela. Mają wspólną pasję- muzykę. Muzykę, która im pomagała, gdy ich przyjaciele nie byli w stanie. Idą w tym roku do tej samej szkoły muzycznej.
Co się stanie jak się spotkają? Polubią się? Zakochają? Czy może znienawidzą? Różnice i podobieństwa pomiędzy nimi przybliżą ich do siebie czy raczej oddalą?

Nada puede pasar. Voy a soltar todo lo que tengo. Nada me detendrá.

_________
No siemka. Przybywam, a właściwie przybywamy z nową historią.
Wygląd bloga jeszcze nie do końca ogarnięty, ale chciałam już opublikować prolog. Tak wiem- nagłówek nie związany tematycznie, ale tak mi się podobał (i pasuje do historii), że musiałam go tu wstawić.
Komentujcie <3

piątek, 2 maja 2014

Ogłoszenia parafialne!

2 komentarze:
Witajcie!
Mam dla was kilka ogłoszeń:
-Postanowiłam nie usuwać bloga! Brawo ja!
-Bardzo wam dziękuję za komentarze pod tamtym postem. Nawet nie wiecie jak bardzo się wzruszyłam czytając je <3   ----------------------->
Ale nie ma tyle dobrego :P
-Postanowiłam zamknąć bloga na jakiś czas, aby zająć się jego wyglądem, bo ten mnie dobija. Będzie on jakiś czas dla was niedostępny. Tak w połowie maja postaram się go otworzyć
-Zacznę historię od początku, jeszcze nie mam pojęcia o czym będzie
-Będę prowadzić bloga z Justyną, bo sama nie dam rady. Jakby ktoś chciał prowadzić ją z nami to jest mile widziany, ale raczej nie więcej niż jedna osoba xD Piszcie w komentarzach lub na e-mail (alex.8.portal@gmail.com). :) 
To chyba tyle. Do napisania <3

środa, 30 kwietnia 2014

No więc...

5 komentarzy:
No cześć.
Długo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że ... to koniec tego bloga. Całkowicie się wypaliłam. Nie mam już pomysłów na rozdziały. Nie ma sensu tego ciągnąć. Długo nie pisałam, bo myślałam, że może coś się we mnie odblokuje, niestety myliłam się. To już koniec.
Chciałabym podziękować wam wszystkim, którzy to czytaliście i czytacie, którzy mnie wspieraliście w trudnych chwilach. Nie będę wymieniać nicków, bo nie to jest ważne, każdy kto czytał wie, że dziękuję jemu. Dziękuje wam za te wspólne 10 miesięcy. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli tego za złe.
Ewentualnie jest jedna możliwość- ktoś mógłby go przejąć i kontynuować za mnie. Nie wiem czy ktoś się tego podejmie. Jak coś piszcie w komentarzu.
Myślałam żeby założyć bloga z one shot'ami (o postaciach z serialu Violetta), co wy na to? Czytalibyście?
Daję wam 2 tygodnie na zgłoszenie w ewentualnym prowadzeniu bloga, po tym czasie ten blog zostanie usunięty.




Całusy :*

piątek, 28 lutego 2014

One Shot

2 komentarze:
Tak, spodziewałyście się rozdziału? Niestety pudło. Mam dla was os, którego wysłałam na pewien konkurs.
To tyle. Hope you'll enjoy :P
Edit: Zapomniałam jest to w pewnej części na podstawie filmu "Złodziejka książek" (książki nie czytałam :P)
_______________________________________


Miłość jest jak światło gwiazd - nie umiera nigdy.


Czy zastanawialiście się kiedyś ile może zmienić jeden gest? Jeden czyn? Albo nawet jedna rzecz? Czy taka jedna drobnostka może oszukać przeznaczenie? A może to przeznaczenie postawiło na czyjejś drodze tą że rzecz? Może to przypadkowe coś zaprowadziło kogoś w moje ręce? Kto to wie…
Zastanawiacie się pewnie kim jestem. Nie utożsamiajcie mnie z autorką opowiadania, bo nią nie jestem. Jestem kimś zupełnie innym. Spotkamy się jeszcze później. Obiecuję…
~.~.~.~.~.~
Dziewczyna siedziała w jednym z najbardziej odizolowanych kątów szkoły. Uczęszczała tu, lecz gdyby mogła uciekłaby do zupełnie innej, pierwszej lepszej szkoły. Tu nie miała przyjaciół. Nikt nigdy na nią nie patrzył, w każdym razie nie tak jakby chciała. Ludzie widzieli w niej przemądrzałą kujonkę. Jednak nie to bolało ją najbardziej. Kiedyś miała przyjaciela, takiego od serca. Był dla niej podporą. Znał jej wszystkie sekrety, a ona znała jego. Byli dla siebie powietrzem. Nawet nie zauważyli kiedy się w sobie zakochali. Obydwoje byli zbyt nieśmiali żeby to powiedzieć drugiej osobie. Gdy dziewczyna pewnego pamiętnego dnia zebrała się na odwagę, by mu to powiedzieć było już za późno. Chłopak od niej odszedł. Co prawda uczęszczali do tej samej szkoły, uczyli się w tych samych klasach, lecz on… on przepadł. To nie był już ten sam brunet, którego znała kiedyś. Sława nim zawładnęła. Stał się arogancki, gderliwy. Widział tylko czubek swojego nosa. Był powszechnie znany jako podrywacz, chociaż przez cały czas miał dziewczynę. Ta dziewczyna sprowadziła go na złą drogę. To ona sprawiła, że jest taki jaki nie był nigdy przedtem. On udawał, że nie pamięta swojej byłej przyjaciółki, nawet nie chciał się przyznać, że się kiedyś z nią zadawał. W niej jednak była nadzieja, że gdzieś w nim głęboko jest ten sam chłopak, którego znała, że on się kiedyś zmieni, że powróci ten brunet, którego znała. Z godnością znosiła wszelkie jego obelgi na jej temat, starała się być silna, nie okazywać słabości.
-Błagam! Czy to coś musi tu być? Dziecko w lesie cie trzymali, że masz kwiaty na głowie? A nie, czekaj… Dostałam sms-a, skażone. Hm… Nie dziwi mnie to- ubliżała dziewczynie szatynka.
-Kochanie daj spokój, do TAKICH nie warto się w ogóle odzywać, przynoszą wstyd nam, ludziom- to był on.
To jedno zdanie, jedno jedyne, zadało jej więcej bólu niż tysiąc innych zdań wypowiedzianych na jej temat. Jedna wypowiedź zraniła ją jak żadna inna. Ze łzami w oczach przyglądała się mu z niedowierzaniem. Jej wiara w to, że gdzieś tam siedzi jej dawny przyjaciel diametralnie się zmniejszyła.
                                                                              ~.~.~.~.~.~
Dziewczyna weszła do domu, pobiegła do swojego pokoju. Ani jej matka, ani ojciec za nią nie poszli, nawet nie zauważyli, że weszła. Jak zwykle byli pochłonięci pracą. Dziewczyna rzuciła się na łóżko. Cała zalała się łzami. Równie dobrze mogła to zrobić w szkole, ale nie chciała im dać tej satysfakcji. Nie chciała żeby zobaczyli, że płacze. W akcie desperacji skierowała się do łazienki. Przeszukiwała szuflady. Znalazła to czego szukała. Już miała dotknąć żyletką skóry, lecz się powstrzymała. Uświadomiła sobie, że to nie przyniesie jej nic dobrego. Delikatnie odłożyła narzędzie i wyszła z pomieszczenia. Wróciła do swojego pokoju. Tuż obok niej stał jeden wyjątkowy przedmiot. Jeden który ciągle daje jej nadzieje, dzięki któremu na jej twarzy momentalnie pojawia się uśmiech. Pamiętała to jakby to było wczoraj.
Siedzieli razem na ławce, zajadali się lodami. Słońce grzało jak nigdy. Oboje cieszyli się swoim towarzystwem. W pewnym momencie chłopak zniknął. Dziewczyna nie bardzo wiedziała kiedy. Po pięciu minutach wrócił trzymając coś za plecami.
-Co tam masz?- spytała się zaciekawiona dziewczyna.
Chłopak tylko się uśmiechnął i wyjął zza pleców bukiet z 10 czerwonych róż.
-Dla najlepszej przyjaciółki. Za 10 lat naszej przyjaźni.
Dziewczyna rzuciła mu się na szyję.
-Ale ja nic dla ciebie nie mam.
-Wystarczy, że będziesz, na zawsze. Nasza przyjaźń jest dla mnie najważniejsza.
Przyjaciele wygłupiając się szli w stronę już zachodzącego słońca…
Ona dotrzymała słowa. Jest przy nim, mimo wszystko przez cały czas mentalnie go wspiera; na ważnym egzaminie, na wspólnym występie, zawsze.
~.~.~.~.~.~
Za każdym razem gdy dziewczyna słyszała obelgi ze strony dawnego przyjaciela sprawiałam, że od bukietu odpadał jeden płatek. Za każdym razem ten jeden mój gest przywraca dziewczynę do brutalniej rzeczywistości. Tym razem nie był to jednak jeden płatek. Z całej jednej róży odpadły wszystkie płatki. O co chodzi? Już tłumaczę. Ten bukiet był symbolem ich przyjaźni. Dziś chłopak jednym zdaniem zniszczył cały rok ich przyjaźni. On nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz dziewczyna chyba zrozumiała moje intencje…
~.~.~.~.~.~
Dziewczyna postanowiła przejść się na krótki spacer. Potrzebowała się przewietrzyć i trochę ochłonąć. Szła wąskimi parkowymi alejkami. Uwielbiała przebywać na łonie przyrody. Wsłuchiwała się w śpiew ptaków i tupot ludzkich stóp. Wszystko harmonijnie ze sobą wybijało rytm. Rytm ten uspokajał dziewczynę. Mogłaby już zostać tu na zawsze. Chciała na jak najdłużej uciec od swoich problemów. Jednak ktoś jej na to nie pozwolił.
-Czy ty nas śledzisz?! Takie… takie coś jak ty nie ma nic lepszego do roboty niż śledzenie nas, sławnych?
Na jej drodze stanął jej ex przyjaciel i jego dziewczyna. Oczywiście ta druga nie potrafiła utrzymać języka za zębami. Dziewczyna zamknęła oczy czekając  na drugą dawkę obelg, tym razem od chłopaka. Lecz ten się nie odezwał ani słowem.
-Macie mi jeszcze coś do powiedzenia czy jaśnie pani pozwoli mi pójść- odpowiedziała złośliwie dziewczyna.
-Jak śmiesz?!
Szatynka zwinnym ruchem popchnęła dziewczynę na ziemię i odeszła. Chłopak stał ciągle nad dziewczyną. Wyciągnął do niej rękę. Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to co widzi. Wróciła jej nadzieja, że jeszcze kiedyś wróci jej przyjaciel. Jednak mimo to nie mogła mu tak po prostu wybaczyć całego roku gnębienia i poniżania. Nie wiedziała jak się zachować. Koniec końców splunęła na ziemię. Chłopak nie mówiąc nic powoli zaczął się oddalać. Dziewczyna podniosła się na nogi i powoli zrobiła krok. Chwilę potem poczuła przeszywający ból w kostce. Nie zatrzymała się. Kuśtykając powoli szła do domu. Z żalem w oczach, z bezpiecznej odległości przyglądał jej się chłopak. Coś w nim drgnęło dzisiejszego dnia. Chciał podbiec do dziewczyny i jej pomóc, ale wiedział, że ona by go odtrąciła.
Dziewczynie cudem udało się dojść do przejścia dla pieszych. Teraz wystarczy tylko przejść na drugą stronę ulicy i 10 metrów do domu. Pocieszając się tą myślą dziewczyna weszła na ulicę. Usłyszała przeraźliwy pisk opon. Jej ciało bezwiednie opadło na ziemię.
-Nie! –krzyknął chłopak.
~.~.~.~.~.~
Czy dzisiejszy dzień jest dla niej dniem sądu? Czy dziś ją zabiorę ze sobą? Nie wiem… Czy ona się mnie obawia? Jak sobie mnie wyobraża? Prawdę mówiąc śmieszą mnie ludzkie wariacje na mój temat, a najbardziej ta najpopularniejsza- zakapturzona postać z kosą w ręce. Śmiertelnicy to mają wyobraźnię. A może ja, śmierć, jestem po prostu króliczkiem? A może najpospolitszym krzakiem? Albo wyglądam jak zwyczajny człowiek? Odpowiedź znajdziecie jak mnie poznacie. Tymczasem nie mam zamiaru wpędzać tej biednej dziewczyny w moje szpony. Na nią przyjdzie jeszcze czas, z resztą jak na każdego z was. Mogę wam śmiało jeszcze raz obiecać, że się kiedyś spotkamy…
~.~.~.~.~.~
Dziewczyna leżała w szpitalnym łóżku. Była nieprzytomna od jakiejś godziny. Na jej szafce leżał bukiet kwiatów, ten który teraz powinien stać na etażerce w jej pokoju. Przy dziewczynie siedział chłopak, ten sam, który wezwał karetkę i który jeszcze dzisiejszego ranka ją obrażał.
-Eh… Ja wiem, że pewnie mnie nie słyszysz- zaczął mówić. –Wiem też, że jestem kompletnym głupkiem, a jedno puste przepraszam nie odbuduje naszych relacji, ale ja zrozumiałem… Zrozumiałem co ze sobą zrobiłem, co tobie zrobiłem, a dzisiaj… Dzisiaj totalnie przegiąłem. Pewnie teraz nie chcesz mnie znać, ja ciebie rozumiem… Ja… Ja nawet nie wiem czemu to wszystko mówię. Chyba zrozumiałem, że możesz już nie wrócić, a chciałem, żebyś to wiedziała.
Chłopak westchnął i ukrył twarz w dłoniach.
-Przepraszam, przepraszam, tak strasznie cię przepraszam! Jestem totalnym kretynem! Sodówka uderzyła mi do głowy- mówił.
-Jesteś palantem, najgorszym jakiego znałam- powiedziała dziewczyna słabym głosem.
-Obudziłaś się! Ja wiem, że jestem kompletnym głupkiem, a jedno durne przepraszam… -chłopak chciał kontynuować, ale dziewczyna przerwała mu gestem ręki.
-Słyszałam to już… Tak jak powiedziałeś jedno „przepraszam” nie wystarczy. Kocham cię, bardzo, ale ja… no, rozumiesz… Postaw się na moim miejscu…
-Doskonale to rozumiem. Może kiedyś zaczniemy od początku?
Dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
-Może kiedyś…
Po dwóch tygodniach dziewczyna wyszła ze szpitala. Chłopak starał się jak mógł by odbudować ich relacje- zerwał z dziewczyną, która na niego tak wpłynęła, pomagał dziewczynie jak tylko mógł, starał się być przy niej przez cały czas, lecz dziewczyna nie była jeszcze gotowa. To było dla niej za dużo na raz.
Z czasem dziewczyna coraz częściej się uśmiechała, spędzała więcej czasu z chłopakiem , czuła się luźniej w jego towarzystwie. Krok po kroczku ich relacje nabierały coraz lepszego obrazu.
Pewnego dnia postanowili zacząć wszystko od początku, lecz już nie jako przyjaciele, tylko para. Nauczyli się, że trzeba żyć chwilą, bo wystarczy jedna rzecz aby wszystko się zniszczyło…
~.~.~.~.~.~
Jak widać ta historia zakończyła się szczęśliwie, ale bywały przypadki, w których sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Kim były osoby kryjące się pod słowami „dziewczyna” i „chłopak”? Cóż, to zależy jedynie od was. Mogą to być Violetta i Leon, Camila i Maxi albo Francesca i Marco… Jak dużo może zmienić jedna rzecz, jeden czyn albo jeden wypadek, jeden czyn, jedna rzecz? Jak widać dużo. Może odmienić czyjeś serce, może doprowadzić to tragedii, może wszystko, jednak tylko od nas zależy co zmieni…


niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział XXXIII / 33

7 komentarzy:
Aż nagle… ptak narobił Maxiemu na czapkę. Dziewczyny zakryły usta rękami, aby się nie zaśmiać. Chłopak popatrzył na nie ze zdziwieniem.
-Co? –zapytał.
Teraz Alex nie wytrzymała- turlała się po ziemi ze śmiechu. Chłopak spojrzał na Francesce, z nadzieją, że dziewczyna zdradzi mu o co chodzi.
-M… Maxi, c-coś ci spadło n-na głowę- tłumaczyła Włoszka przez śmiech.
Chłopak wolno dotknął swojej czapki. Poczuł nieprzyjemną, lepką maź. Jego twarz wykrzywiła się w okropny grymas.
-O ku*wa!
-Maxi spokojnie, to tylko ptasia kupa, spierze się.
-Ale, to nie jest zwykła czapka. Tą czapkę dostałem od Alex i Cami na urodziny.
Chłopak starał się wyczyścić swoją czapkę jeszcze przez jakiś czas. W tym czasie dziewczyny przyglądały się pobliskiemu laskowi, a konkretniej jednemu drzewu. Polka podniosła się z ziemi i zaczęła powoli iść w tamtą stronę. Po chwili Maxi do nich dołączył.
-Na co my się tak patrzymy? –zapytał zdezorientowany chłopak.
-Nie widzisz?
-Ale czego?
-Na drzewie jest jakaś, chyba chusteczka.
Maxi przyjrzał się lepiej. Rzeczywiście coś było na drzewie. Nie mógł jednak pojąć jak one to z tak daleka zobaczyły.
Podeszli bliżej. Jak się okazało była to ulubiona chustka Camili. Oznaczało to jedno- ona musiała tędy przechodzić. Francesca chciała wziąć chustkę, ale zatrzymał ją Maxi.
-Co?
-Nie dotykaj tego. Pójdę po Albusa. On jest w pewnej części tropicielem. Powinien wytropić Cami.
-I ty na to wpadłeś dopiero teraz!?
Chłopak nic nie odpowiedział tylko pobiegł w stronę swojego domu.
**
Brunet szedł korytarzem. Powoli zbliżał się do salonu w którym wylegiwał się Albus. Na jego nieszczęście była tam też jego mama. Jednak spała. Wziął obrożę i smycz i podszedł do swojego psa.
-Chodź idziemy na spacer- mruknął.
Pies chyba go zrozumiał i szybko się ożywił. Bez problemów dał sobie założyć swoje „ubranie”. Już mieli wychodzić kiedy kobieta odezwała się lekko zaspana.
-Maxi gdzie znowu idziesz?
-Idę na spacer z Albusem. Nie zawracaj sobie głowy.
**
Pies wąchał chustkę jakby to była kiełbasa. Po chwili już pędził w stronę lasu, lecz nie szedł główną drogą tylko małą ledwo widoczną dróżką. Przyjaciele popatrzyli się na siebie wymownie i już mieli za nim biec, gdy Alex ich zatrzymała.
-Dajcie mi moment.
-Albus! Stój!
Dziewczyny wbiegła do domu. Reszta nie musiała na nią długo czekać. Wróciła z torbą pełną jaskrawych chustek.
-A myślałam, że nigdy się nie przydadzą- powiedziała pod nosem.
-Alex, po co nam to.
-Żebyśmy się nie zgubili. Te chustki są widoczne z daleka, więc raczej znajdziemy drogę z powrotem.
**
Maximilian pędził za swym psem. Mimo, że przebiegli już długą trasę chłopak nie miał zamiaru się zatrzymać. Jednak dziewczyny miały inaczej. Musiały się co chwilę zatrzymywać, aby przywiązać chustkę; jedna pilnowała drogi, druga wieszała.
-Maxi, zlituj się!- krzyczały.
-Nie dopóki nie znajdziemy Cami- odpowiadał za każdym razem.
Przemieszczali się coraz bardziej w głąb lasu. Drzewa rosły coraz gęściej.
-Maxi na pewno dobrze idziemy?
-Spokojnie, Albus jeszcze mnie nie zawiódł- mówił chłopak, chociaż sam zaczynał mieć obawy, że pies się pomylił.
Czworonóg zwolnił kroku. Wszyscy szli w milczeniu. Było jedynie słychać cichutki śpiew jakiegoś ptaka i brzdękanie obroży Albusa.
-Camila!- krzyknęła w pewnym momencie Alex. Jej przyjaciele się na nią popatrzyli. –Co innego nam pozostało?
Po chwili wszyscy wykrzykiwali imię swojej przyjaciółki. Bez skutku. Gdy już wszyscy się poddali usłyszeli szelest liści. Coś się przemieszczało w ich stronę.
-Dziewczyny, czy w tym lesie są dziki?- spytał przerażony chłopak.
-Nie mam pojęcia.
Coraz wyraźniej słyszeli ruch pomiędzy drzewami i krzewami. Przed oczami przemknęło im coś rudego. Po chwili leżeli na ziemi.
-Tak się cieszę, że was widzę!- powiedziała dziewczyna przytulając przyjaciół.
-Cami!
-Dziewczyny przepraszam was, nie gniewajcie się na mnie za wczoraj.
-Spoko, nie potrafiłybyśmy się długo gniewać- odpowiedziała Włoszka.
-A poza tym myślisz, że byśmy cię szukały, gdybyśmy nadal były obrażone?- dodała Alex.
Przyjaciele powolnym krokiem udali się w drogę powrotną.
**
W domu Torresów panował ogromny chaos, dwie dziewczyny zaginęły. Do tego jak podają rodzice ich przyjaciółki ona też zaginęła. Mało tego ktoś dobijał się do drzwi z ogromnym hałasem. Pani Torres [nie chce mi się wymyślać imion] podeszła otworzyć natrętnemu gościowi.
-No wreszcie! Ile można czekać!- zaczęła na wstępie kobieta. –Gdzie jest mój syn!
-Proszę cię uspokój się. Camili i Alejandry też nie ma- odpowiedziała gospodyni.
-Na pewno mój syn szwęda się gdzieś z tą twoją córunią! Ja się pytam gdzie oni są!
-Nie krzycz na mnie! Oni nie są razem! Gdybym wiedziała to bym ci powiedziała!- pani Torres zaczęły puszczać nerwy.
-Pf… Od kiedy to ty mi coś mówisz?!
-Co to ma znaczyć?!
-Ty już nie pamiętasz?! No pewnie!
-Uspokójcie się!- wtrącił się pan Torres.
-Po tym co mi zrobiliście macie czelność się do mnie odzywać?!
-Uspokójmy się wszyscy!- tym razem próbował opanować sytuację drugi pan Torres (ojciec Alex, brat taty Cami). Pani Ponte sprawiała wrażenie jakby nie miała zamiaru tego zrobić.
-Są!- krzyknęła nagle pani Torres.
**
Przyjaciele wychodzili z lasu.
-Naprawdę wam dziękuję!- powtarzała już któryś raz Cami.
-Największe gratulacje należą się Maxiemu. My byśmy wymiękły w połowie drogi- powiedziała Fran.
-Skoro tak mówisz.
Usta Camili i Maxiego połączyły się. Odcieli się całkiem od świata. Usłyszeli tylko krzyk Alex „Nie!”. Nie interesował ich teraz nikt inny tylko oni. Po chwili oderwali się od siebie.
-Camila, Maxi!- krzyknęły równocześnie obie mamy.

 _____________________________
Teraz to mi długi wyszedł.
Justyna dziękuję za natchnienie :**
Mam nadzieję, że wam się podoba :)
 Liczę na komcie i na szczere opinie :))
Tym razem 5 komentarzy = next. Im więcej komentarzy, tym dłuższy rozdział!


czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział XXXII / 32

6 komentarzy:
Była 7. rano. Brunetka szła do kuchni po sok pomarańczowy. Była pewna, że zastanie tam swoją kuzynkę, która zazwyczaj wcześnie wstaje. Podeszła do drzwi oddzielających kuchnię od salonu i lekko je pchnęła. Ku jej zdziwieniu nie w pomieszczeniu wiało pustką. Dziewczyna poszła do salonu, z nadzieją, że tam odnajdzie kuzynkę. Źle się czuła po tym jak się pokłóciły. Jednak w salonie też nikogo nie było. Brunetka zaczęła się naprawdę martwić. Szybkim krokiem udała się do pokoju Camili. To była jej ostatnia nadzieja. Dziewczyna wparowała jak burza do pomieszczenia, lecz jej nadzieja wyparowała szybciej niż się pojawiła- pokój był pusty. Alex nie wiedziała co robić. Pierwsze co jej przyszło na myśl do zadzwonienie do niej, ale jej komórka leżała na blacie kuchenki. Dziewczyna zaczęła chodzić krążyć po pokoju. Po 5 minutach uspokoiła się i stwierdziła, że poczeka jakiś czas. „Nie ma co się denerwować. Pewnie tylko poszła się przejść”- pomyślała.
Minęła godzina. Alejandra nie mogła dłużej czekać. Musiało się coś stać. Nie wiedziała co ma robić. Przeszukanie całego Buenos Aires trochę jej zajmie, tym bardziej jak będzie to robić w pojedynkę. Czuła się bezradna. Usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać kontakty w swoim telefonie. Wtedy doznała olśnienia. Szybko przejechała palcem po ekranie odnajdując kontakty na literę „M”. Wybrała upragniony kontakt. Jeden sygnał… Drugi… Trzeci… Czwarty… Dziewczyna zaczęła się niecierpliwić. Piąty sygnał… W końcu odebrał! Usłyszała zaspany głos.
-Halo?
-Maxi słuchaj – chłopak jej przerwał.
-Czemu dzwonisz tak wcześnie?
-Nie ważne! Jest u ciebie Cami?
Chłopak momentalnie się ożywił.
-Nie. A coś jej się stało?
-No właśnie nie wiem. Nie ma jej już ponad godzinę. Martwię się o nią.
-Poczekaj zaraz u ciebie będę!- powiedział już bardzo nerwowo i szybko się rozłączył. Alex uśmiechnęła się pod nosem. „To skarb mieć takiego chłopaka”- pomyślała. Po chwili zadzwoniła jeszcze do Francesci. Obydwoje mieli za chwilę się zjawić.
**
Maxi błyskawicznie przyszykował się do wyjścia (gdy rozmawiał z Alex ledwo co się obudził). Już zmierzał do drzwi. Sięgnął po kurtkę, chciał już nacisnąć klamkę i wyjść…
-Maxi, gdzie idziesz?- spytała jego matka.
-Ja… muszę się przejść.
Nie pozwolił kobiecie nic więcej powiedzieć, tylko wyszedł.
**
-Hej, Fran.
-Hej. Jest Maxi?
-Nie, trochę to dziwne bo jak mu powiedziałam, że nie ma Cami to dostał speeda- zaśmiała się.
-O, już idzie.
Chłopak biegł, prawie mu tchu zabrakło. Podszedł do progu drzwi i pokazał dziewczynom głową, aby wyszły na zewnątrz. Francesca i Alex nie zastanawiały się długo i podeszły do przyjaciela.
-Jakieś pomysły gdzie może być?- zapytał Maxi.
-Żadnego.
Przyjaciele stali w ciszy przez jakiś czas, aż nagle….

 __________________
Aż nagle co? :D
Przepraszam miał być wcześniej (wczoraj xd) i miał być dłuższy, ale nie wyszło.
4 komentarze = next, nie będzie 4 nie ma rozdziału.
Im więcej komentarzy tym dłuższy rozdział >:) Muahahaha! Ja zua! xD

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział XXXI / 31

4 komentarze:
-O, Maxi… -kobieta nie wiedziała co powiedzieć. Dyskretnie dała znak mężczyźnie aby się schował. Zrobiła to na tyle dyskretnie, że Maxi do doskonale zobaczył.
Stali tak przed sobą nie wiedząc co powiedzieć. Kobieta próbowała jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Postanowiła odwrócić kota ogonem.
-Maxi, już wróciłeś. Gdzie byłeś tak długo?- zapytała. Doskonale wiedziała, że syn coś przed nią ukrywa.
-Ja… No ten… Byłem… Em… Halo?- chłopak wyciągnął swojego smartfona, udawał, że z kimś rozmawia. –Sory mamo, to ważne. Co mówiłeś?
Chłopak szybkim krokiem udał się do swojego pokoju. Matka prowadziła go wzrokiem póki nie zniknął za ścianą. Kobieta podeszła do skórzanego fotela i delikatnie na nim usiadła. Na jej twarzy lekko pokrytej zmarszczkami można było zobaczyć zdenerwowanie. Niepokoiła się o swojego syna, dziwnie się zachowywał. Jednocześnie bała się, że Maxi usłyszał jej rozmowę z przyjacielem i ostatnia rzecz, której bała się najbardziej było to, że historia się powtórzy.
-Nie pozwolę na to- wymamrotała i lekko przymknęła zmęczone powieki.
**
Chłopak zamknął białe drzwi od pokoju i lekko się o nie oparł. To już go przerastało. Chciałby wykrzyczeć całemu światu, że jest z Camilą, ale nie może, bo wtedy brutalność całego świata się na niego zwali. Do tego jeszcze jego mama o tym, w pewnym sensie, wiedziała, a to ona była najbardziej przeciwna temu związku. Na samą myśl o tym zrobiło mu się słabo.  Gdy jego matka już będzie tego pewna nie obędzie się bez tłumaczenia się. Z drugiej strony nie chciał narażać Camili. Nie wiadomo co ten typ jej zrobi jak zobaczy ich razem. Musiał ją ostrzec.
**
Był wczesny ranek. Słońce ledwo wzeszło ponad horyzont, tworząc blado żółtą poświatę. Lekko oświetlało ono krople porannej rosy. Rudowłosa dziewczyna wkładała swoją brązową kurtkę by za chwilę udać się na spacer po lesie. Przez całą noc nie mogła zasnąć. W końcu postanowiła coś ze sobą zrobić- wyjść na dwór. Całą noc głowę zaprzątały jej, właściwie już ex przyjaciółki. Chciała teraz wyjść i zostawić swoje problemy w domu.
Dziewczyna szła wąską, kamienistą dróżką. Otaczały ją wysokie, budzące się do życia drzewa, lecz ona na to nie zwracała uwagi. Miała głowę w chmurach. Nie zważała na to gdzie idzie, nogi same ją prowadziły. Po 15 minutach Camila „obudziła się”. Co za tym idzie zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia gdzie się znajduje. Serce zaczęło jej mocniej bić. Co gorsza nie mogła sobie przypomnieć, z której strony przyszła. Zaczęła nerwowo rozglądać się we wszystkie strony. Szukała choćby najmniejszej znajomej rzeczy. Niestety wszystko na nic.
-Jest dobrze. Camila jesteś silna. Dasz sobie radę- mówiła do siebie.
Dziewczyna poszła prawą dróżką, którą wybrała na chybił trafił. Po chwili żałowała swojej decyzji. Im bardziej się zagłębiała, tym bardziej była przestraszona. Nigdy nie była w tej części lasu. Nie wiedziała co robić. Z bólem przyznała się sobie, że się boi. Po chwili doznała olśnienia. Zaczęła przeszukiwać swoje kieszenie. Jej radość nie trwała długo. Nie mogła znaleźć swojego telefonu.  „Musiałam go zostawić w domu”- pomyślała. Zaczęła chodzić w tą i z powrotem we wszystkie strony. Z każdą minutą czuła się coraz gorzej. W końcu usiadła na dużym kamieniu. Musiała to powiedzieć. Nie chciała dopuścić tego do myśli, ale to było oczywiste.
-Zgubiłam się.

________________________
Co wy na to? Mi się średnio podoba, ale ocenę pozostawiam wam :)

Przeczytałeś/aś? Skomentuj! To daje motywację do dalszego pisania!

niedziela, 16 lutego 2014

No siema :))

5 komentarzy:
Witam!
Wracam po dłuuuuugiej, mniej więcej 3-tygodniowej przerwie. Od jutra oficjalnie mam ferie (Jeeeej! <3), więc mam teraz czas na pisanie.
Pierwsze pytanie do was: wolicie żebym pisała więcej rozdziałów czy one shot'ów ? Gdzieś tu ----->
powinna się pojawić ankieta, możecie też napisać opinię w komentarzu. Możecie też podać pomysł na one shot'a albo czego oczekujecie w rozdziale :) Jeżeli będzie dużo komentarzy to może uda mi się jeszcze dzisiaj cuś napisać ;) Możecie spodziewać się przez te 2 tygodnie dużo rozdziałów lub one shot'ów :))
A propos rozdziałów, gdy je czytam mam ochotę walnąć się w łeb i wszystko zacząć od początku... Ale wam się chyba podoba... No nie ważne.
Dziękuje za ponad 15 700 wejść! <3
Jak wam się podoba nowy wystrój bloga? Jeszcze nie dopracowany. Ostatnio wciągnęłam się w grafikę komputerową i robienie szablonów... A co tam u was?
Ja mam taki zaciesz- na igrzyskach olimpijskich Polacy zdobyli 4 złote medale! Tego jeszcze nigdy nie było! No nie będę wam już zanudzać moją fascynacją sportem...
Do zobaczenia, nie... Do napisania? No, cześć :)






środa, 29 stycznia 2014

Zaczyna się...

7 komentarzy:
Myślałam, że obędzie się bez tego posta, ale...
Muszę zawiesić bloga
Oczywiście wrócę tu, ale przez najbliższy tydzień, dwa nie będzie się nic pojawiało na blogu. Z resztą już od dawna nie było nic nowego.
A wszystko przez konkursy, lekcje, szkołę... Po prostu nie wyrabiam. Myślałam, że nie będę musiała przechodzić przez ten okres, kiedy będzie się liczyła tylko nauka... W skrócie: To wszystko się zaczyna, a zwaliło się na mnie z niezwykłą siłą.
Chcę wam jeszcze powiedzieć, że czytam wasze blogi, ale albo nie mam czasu, albo jestem zmęczona i nie komentuję ;c
Naprawdę was przepraszam, ale to siła wyższa.
Jeżeli ktoś by się uparł to może napisać rozdział na bloga, a ja go jedynie opublikuję. Jeżeli ktoś chciałby się tego podjąć do dajcie znać.

Jeszcze raz przepraszam i cześć.

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział XXX / 30

7 komentarzy:
-Fran to ja lecę! Powiedz Cami, że ją kocham.
-Nie muszę, mówiłeś jej to dzisiaj już wystarczająco dużo razy.
Chłopak nic nie powiedział tylko wyszedł z domu. „Może to prawda co mówi Fran. Jeżeli tak dalej pójdzie równie dobrze będę mógł powiedzieć mojej mamie w twarz, że jestem z Cami”- myślał.
Tymczasem Camila i Alex wróciły do pokoju.
-Gdzie Maxi?
-Musiał już iść. Kazał powiedzieć, że cie kocha.
-Mówił mi to już dzisiaj dużo razy- rudowłosa zaśmiała się.
-No właśnie Cami, ja i Alex chcemy ci coś powiedzieć- powiedziała Włoszka.
-Chcemy? –Fran spojrzała wymownie na Alex. –A chcemy.
Rudowłosa nie wiedziała o co chodzi jej przyjaciółkom. Czy zrobiła coś źle? Miały one kamienne miny- nie wróżyło to nic dobrego.
-Cami posłuchaj. Niedługo będą egzaminy do Studio. Naprawdę niedługo. Pamiętasz o tym? – dziewczyna zrobiła zdezorientowaną minę, „Na śmierć zapomniałam”- pomyślała. – Musimy się przygotować. Musisz na chwilę odkleić się od Maxiego.
-Macie rację.
W głowie dziewczyny zaświtała przerażająca dla niej myśl. „A co jak któreś z nas się nie dostanie?!” Dziewczyna usiłowała wyobrazić sobie sytuację, w której jej albo Maxiego nie ma w Studiu. Jednak nie udało jej się to.
-Dziewczyny, a co jak ja albo Maxi się nie dostaniemy?! Nie wytrzymam tego!
Francesce i Alex zamurowało. Włoszka zaczęła wzdychać jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła tego z siebie wydusić. Podeszła do drzwi już miała wyjść, ale Camila ją zatrzymała.
-Fran co jest?
Francesca zaczęła jeszcze bardziej wzdychać.
-Co mi jest? Co mi jest?! Od kiedy to JA cie obchodzę?!
-Fran, o czym ty mówisz?
-O czym ja mówię?! Trzymajcie mnie! Od tygodnia słyszę ciągle „Maxi to, Maxi tamto”! My cię w ogóle przestałyśmy obchodzić! Bo teraz liczy się tylko Maxi! Ile razy spytałaś co u mnie? Ile razy się w ogóle do mnie odezwałaś, co?!
Dziewczyna wyszła i trzasnęła drzwi. Ten trzask, jak i słowa dziewczyny brzmiały w uszach Camili. Rudowłosa spojrzała bezradnie na swoją kuzynkę. Liczyła, że znajdzie w niej wsparcie, że ona jej powie, że to nieprawda. Jednak ona nic nie powiedziała. Łza spłynęła po policzku brunetki, a ona sama skierowała się do wyjścia.  „Czyli to prawda. Co się ze mną stało?!”
Wszystkie trzy dziewczyny zaszyły się w jakimś pokoju- Alejandra w pokoju gościnnym, gdyż spała w jednym pokoju ze swoją kuzynką, a nie miała ochoty jej teraz widzieć, Camila w swoim pokoju, a Francesca również w swoim pokoju- w rekordowym czasie udało jej się dobiec do jej domu. Wszystkie wbiły głowy w poduszki, a z ich twarzy płynęły gorzkie łzy. Jednak najbardziej cierpiała rudowłosa- straciła dwie przyjaciółki za jednym zamachem.
**
Chłopak wszedł do swojego domu. Już chciał prześlizgnąć się do swojego pokoju, gdy usłyszał głos swojej mamy:
-Zrozumiałeś? Masz śledzić mojego synka, jeśli zobaczysz, że spotyka się z tą Torres to masz ją nastraszyć, tak, żeby nigdy się nie zbliżyła do Maxiego. Jasne?
Gdy nasz bohater to usłyszał serce zaczęło mu mocniej bić. „Ona musi coś podejrzewać”- myślał. Dyskretnie wyszedł z domu. Odszedł kilka metrów i udawał, że dopiero wrócił.
-Już jestem!

-O, Maxi… 

________________________________
Taki o.
Gdyby nie Justyna to nie byłoby rozdziału, więc ładnie jej podziękujcie ;)
Za ten jak i za pomysł na następny, który miał być tym >.< Jednym słowem z jednego rozdziału zrobiły się dwa xD
No i ten to chyba tyle...
Powodzenia w szkole :****
Od jutra nowe odcinki Violetty <3

piątek, 10 stycznia 2014

One Shot

6 komentarzy:
To miał być cudowny czas. Od tamtego dnia wszystko miało nabrać innych barw w ich życiu. Co by się stało gdyby można było cofnąć czas? Pewnie byliby teraz szczęśliwą rodziną, ale nie został tylko on. On i jego malusieńka pociecha. Jej już nie ma.
Dziś jest ten dzień. Nie ma jej już tu rok. Rok… Jak to łatwo powiedzieć, trudniej zrozumieć. Dla niego rok temu świat runął. Przez ten cały czas przy życiu utrzymywała go jedna mała osóbka spoczywająca teraz w wózku.
Gdyby żyła kończyłaby dziś dwadzieścia lat, ale nie jeden nie uważny czyn sprawił, że dziś jest rocznica śmierci, nie urodzin. Mimo, że minął rok, chłopak, a właściwie mężczyzna pamiętał wszystko bardzo dokładnie.
Była wtedy ubrana w jeansy, miętową bluzkę i miała wianek ze stokrotek we włosach. Pamiętał ten zapach róż- zapach jej perfum. Tak bardzo chciał żeby to wróciło, ale czasu nie da się cofnąć. Trwały przygotowania do jej urodzin. Dziewiętnastoletnia wówczas Candelaria siedziała z nim w jednym z kątów jej pokoju. Patrzeli sobie w oczy.
-Kocham cię, Facu.
-Też cie kocham, Cande.
Ich usta połączyły się w pocałunku wyrażającym więcej niż mogli sobie powiedzieć. Ukrywał wszystkie uczucia kryjące się pod słowem „kocham”. Oboje darzyli się tym jakże silnym uczuciem. Byli od siebie uzależnieni. Każda rozłąka była dla nich prawdziwą męczarnią. Potrzebowali siebie jak tlenu.
Gdy ta upojna chwila się zakończyła oboje spojrzeli na siebie z uśmiechem.
-Facundo –zaczęła niewinnie Cande.
-Hm?
-Powiedz co dla mnie masz!- mówiąc to wytrzeszczyła oczy na swojego chłopaka.
-Jeśli liczyłaś, że ci powiem to się przeliczyłaś.
-No weź! Powiedz!
-Nie, to niespodzianka, a jak ci powiem to to już nie będzie niespodzianka. Musisz poczekać.
-Też mam dla ciebie niespodziankę- mówiąc to lekko się uśmiechnęła.
-U, jaką?!- tym razem chłopak wytrzeszczył oczy na swoją partnerkę.
-To niespodzianka, a jeśli ci powiem to to już nie będzie niespodzianka- powiedziała, po czym pokazała mu język i zaczęła uciekać.
-Jak ja cię dorwę!
Para ganiała się po do domu przez dłuższy czas. Cieszyli się sobą jak tylko mogli.
-Cande, Facu! Co wy robicie?!- spytała się ze śmiechem Lodo.
-My… nic.
-Powiedzmy, że wam wierzę… Chodźcie na dół!
Para spojrzała się na siebie porozumiewawczo. Lodovica miała talent do dekorowania pomieszczeń, ale robiła to w oryginalnym, nieco krzykliwym stylu. Schodząc po schodach zaczęli się zastanawiać czy dobrze zrobili pozostawiając zadanie udekorowania ich salonu przyjaciółce. Jednak wszelkie ich wątpliwości zostały rozwiane gdy zobaczyli pięknie udekorowany pokój. Dominowały w nim lekki fiolet. Oczywiście nie obyło się bez napisu „Feliz cumple Cande!!!”.
-I jak?
Candelaria nic nie powiedziała, tylko przytuliła się do swojej przyjaciółki i wyszeptała „dziękuję”.
-Nie ma za co! Przepraszam was, ale muszę lecieć! Widzimy się o 17!
-Pa!- odkrzyknęli razem.
Zapowiadał się cudowny dzień…
          Godzina 16:59. Niedługo mieli przybyć goście.
          Godzina 17:30. Wszyscy zaproszeni już są. Wszyscy po kolei złożyli jubilatce życzenia i dali jej prezent. Nadszedł czas na niego. Tego, na którego prezent czekała tak długo. Już miał złożyć jej życzenia… Ale reszta chłopaków wyciągnęła alkohol. Impreza się rozkręciła. Wszyscy byli po jednej kolejce drinków. Prawie wszyscy. Dwójka kochanków próbowała do siebie podejść, ale ktoś ciągle im to utrudniał.
          Godzina 17:45. W końcu są razem.
-Możemy wyjść na dwór?- spytał chłopak.
-Pewnie.
Para niepostrzeżenie wyślizgnęła się na dwór. Na niebie było widać mnóstwo gwiazd, które stwarzały romantyczną atmosferę.
-Cande…- zaczął chłopak.
-Nie, nie tutaj. Wiem, że to będzie coś wyjątkowego. Chodźmy to tego parku na rogu- powiedziała cicho i się uśmiechnęła.
-Dobrze, idź, ja dosłownie za moment do ciebie dojdę.
Mężczyzna nie wiedział, że przez te słowa ich wspólna przyszłość legnie w gruzach.
Wyciągnął małe, bordowe pudełeczko z kieszeni spodni. Trzymał je w ręku. Nagle usłyszał krzyk. Momentalnie spojrzał na ulicę… A tam leżała ona, a za nią samochód, który szybko odjechał z miejsca wypadku. Facundo podbiegł tam. Nie wiedział co robić. Po chwili oprzytomniał. Wybrał numer na pogotowie.
          Godzina 18:30. Pewien brunet siedział pod jedną z sal w szpitalu. Obracał w dłoni bordowe pudełeczko. Otworzył je i zobaczył pierścionek, pierścionek który chciał dać swojej ukochanej. Tamtejszy dzień miał być zapamiętany jako dzień ich zaręczyn…
W około wszystko tu było takie białe i jakby pozbawione życia. Niegdzie nie było żadnego, chociażby najmniejszego obrazu, nie było też żadnej rośliny.
Z sali wyszedł mężczyzna, w białym fartuchu z grobową miną. Facu szybko podbiegł do niego, z miną wykrzywioną w grymas smutku.
-Doktorze… co z nią?.
Ten tylko westchnął. Było to jednoznaczne westchnięcie.
-Niestety nie da się jej uratować, ale możemy sprawić żeby dziecko przeżyło.
-Dziecko?
-Tak, panna Molfese jest w drugim miesiącu ciąży. Wracając do tej sprawy. Możemy utrzymać pannę Candelarię przy życiu żeby dziecko się poprawnie rozwinęło, poprzez podłączenie jej kroplówki, a w 9. miesiącu poprzez cesarskie cięcie. Miało ono dużo szczęścia ponieważ, prawdopodobnie pacjentka została potrącona od tyłu. Ale niestety jej samej nie da się uratować. Przykro mi.
Lekarz wyszedł.
„Dziecko. Dziecko. Dziecko…” Mężczyzna nie mógł zrozumieć czemu jego dziewczyna mu o tym nie powiedziała. Dopiero po pewnym czasie przypomniał sobie jej słowa „Też mam dla ciebie niespodziankę”. Pewnie chciała, tak jak on, powiedzieć mu to podczas uroczystości.
No właśnie. Dopiero wtedy uświadomił sobie co się tak naprawdę stało. Ona odeszła. A on stoi teraz nad jej grobem, w rocznicę jej śmierci i urodzin. Codziennie od tamtej chwili zadawał sobie pytanie „Czemu ja?”. Nadal nie mógł przyjąć do wiadomości, że ona nigdy już nie wróci. Jedyne co mu po niej tak naprawdę zostało, to ta mała istotka leżąca tuż przed nim, w wózeczku. Inne rzeczy materialne są gówno warte. Teraz liczy się tylko ona, jego córeczka. Candelaria na pewno by nie chciała żeby on się poddał. Chciałaby żeby ich córka wyrosła na silną, niezależną kobietę.
Mężczyzna wyciągnął z kieszeni bordowe pudełeczko z pierścionkiem i położył je na grobie swojej niedoszłej żony.
-Wszystkiego najlepszego kochanie.

Ta historia uczy nas jak szybko można stracić osobę na której nam zależy. Dlatego trzeba żyć chwilą, nie tym co było, będzie, tylko tym co jest teraz.


____________
Jak wam się podoba? 











Konkurs...

1 komentarz:
Jestem zmuszona odwołać konkurs. Dostałam tylko dwie prace- Justyny i Werki.
Bardzo wam dziękuję <3 Jak chcecie mogę dla was zrobić kolarze :)
Prace były cudowne, ale no cóż... Tak wyszło- przykro mi.
Rozdział powinien pojawić się jeszcze dzisiaj.
Chcecie żebym opublikowała One Shot'a, którego wysłałam na taki jeden konkurs?

Bezpośredni odnośnik do obrazka

PS: Dodałabym ten post wczesniej, ale mam teraz natłok zajęć w szkole i w ogóle... Nieciekawa sprawa :\

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział XXIX / 29 [Edit]

8 komentarzy:
-Romeo i Julia? Serio?- Camila i Maxi "obudzili się".
-Tak. No, bo popatrzcie -zaczęła Fran. -Możemy wywnioskować, że wasze rodziny nie za bardzo się lubią. Musicie spotykać się w tajemnicy. Jeszcze brakuje tylko, żeby Maxi stał pod twoim oknem.
-Da się załatwić- powiedział Maxi z dziwnym uśmiechem.
-Nie, zostajesz tu idioto. Jeszcze ktoś cie usłyszy -powiedziała ze śmiechem Camila.
Nastała niezręczna cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Ciszę tę przerwało pukanie do drzwi.
-Camila? Mogę wejść? -to był głos jej taty.
-Em... Poczekaj chwilę!- odkrzyknęła dziewczyna. -Maxi szybko wychodź!- dodała szeptem.
-Nie zdąży. Do szafy!- szepnęła Alex.
Chłopak szybkim ruchem wślizgnął się do szafy.
-Możesz wejść!
Wysoki mężczyzna wszedł do pokoju swojej córki. Miał pokerową twarz, nie zdradzał żadnych uczuć, lecz gdy spojrzał na córkę dało się zobaczyć na jego twarzy troskę.
-Jak się czujesz kochanie?
-A jak mam się czuć?- dziewczyna nie rozumiała.
-Jak ostatnio z tobą rozmawiałem, nie miałaś najlepszego nastroju. Uznałem, że należy odczekać jakiś czas i jeszcze raz się zapytać. Więc jak się czujesz?
-A... Dobrze, to znaczy lepiej.
-Na pewno?
-Tak. Możesz już iść?
-Córeczko na pewno wszystko w porządku?
-Tak, tato!
Mężczyzna już miał rękę na klamce, już na nią naciskał, ale w ostatniej chwili się odwrócił.
-Właśnie!- powiedział. -Przypomniałem sobie, że chyba u ciebie w szafie jest moja kurtka. Tylko ją wezmę i już idę.
-Nie! To znaczy... chyba, no... em... chyba jej tu nie ma.
-Nie, co ty mówisz jestem pewny, że ją tu wkładałem.
-Ale wujku!- zaczęła ty razem Alex. -Czy ty nie miałeś jakiegoś ważnego spotkania?
-Tak, ale żeby na nie pójść muszę wziąć kurtkę.
-Ach...
-To tato- znów mówiła Cami. -Idź już na dół, a my ci ją przyniesiemy.
-No dobrze- powiedział powoli. Czuł, że one coś ukrywają.Jednak nie miał zamiaru dociekać o co chodzi. Przynajmniej na razie.
Alejandra i Camila poszły oddać kurtkę jej właścicielowi. Tymczasem Fran została sam na sam ze swoim przyjacielem. Gdy tylko przyjaciółki opuściły pomieszczenie, Francesca zaczęła piorunować wzrokiem swojego towarzysza.
-Co?
Jednak dziewczyna nic mu nie odpowiedziała, tylko nadal się na niego patrzyła. W najmniej spodziewanym momencie chłopak dostał z liścia od brunetki.
-Ał! A to za co?!
-Opanuj się trochę!
-Co?!
-Od kiedy jesteś z Cami zapomniałeś o Bożym świecie! Rozumiem, że chcecie być razem przez cały czas, ale jesteś w nią tak wpatrzony, że zapominasz o nas! O mnie i Alex! Ja rozumiem, zakochani i w ogóle, ale znajdźcie jakieś granice, bo to, po pierwsze się wyda, a po drugie przekracza wszelkie granice.
-Na pewno nie jest tak źle jak mówisz.
-Na prawdę? A ile już tu jesteś?
-Z osiem minut...
-Dwadzieścia.
-Już dwadzieścia!? Rzeczywiście nie jest najlepiej. Fran muszę już iść!

__________
Taki nudny :\
Pozostawię go bez dłuższego komentarza...
Odwołać konkurs na OS czy nie?
Pozdro :*

Edit: "Nie odwołuj, nie odwołuj" Minęło (ok.) 16 dni, odkąd ogłosiłam konkurs, a dostałam dwie prace. Powiem, że trochę się zawiodłam. Ale chcę Wam powiedzieć, że termin 5.01 jest całkowicie nie przekraczalny. Jeżeli nie dostanę więcej prac do tego czasu po prostu konkurs odwołam.